sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 20: Zdrada

Sasori patrzył na przemierzającą po raz kolejny salon Ćmę ze zdziwieniem, okraszonym nieco szczerym rozbawieniem. Na jej ramieniu wisiało szare kimono, nieco podobne do tego, które nosiła na codzień. Jedynymi różnicami były brak niezliczonych śladów po łataniu oraz kolor wstążki, która je obrębiała: ciemny granat w miejsce brudnej bieli. Kołysało się ono niebezpiecznie, grożąc upadkiem, podczas gdy zaaferowana dziewczyna zaglądała w każdy kąt pomieszczenia. W końcu chyba jednak wyczuła jego podejrzanie dobry humor, bo posłała mu roziskrzone irytacją spojrzenie.
- Nii-san! - zawołała z przyganą w cienkim głosie. - Widziałeś moje kimono? - zapytała, podejrzliwie spoglądając na jego niewielki uśmieszek.
- Owszem. Dalej je widzę. - zanim zdążyła na dobre się rozzłościć, wskazał palcem na jej lewy bark. Ga bezwiednie podążyła wzrokiem za jego palcem, aby dostrzec to, czego szukała od dobrych kilkunastu minut na własnym ramieniu.
- Och... - mruknęła, uśmiechając się z zakłopotaniem swoim zwykłym prawie-uśmiechem. - Zapędziłam się. Dziękuję, Sasori-nii.
- Nie ma za co. - odpowiedział czerwonowłosy odruchowo, krzyżując ramiona na piersi. - Skąd ten nagły pośpiech, Imoto? - zapytał z łagodną dociekliwością. Rzadko można było zobaczyć zwykle opanowaną Kemuri no Ga tak niespokojną. Jasnowłosa zmarszczyła brwi.
- Idę na misję z Kisame i Itachim. Nie mówiłam ci? - wyjaśniła ze zdziwieniem. Sasori pokręcił głową.
- Niewiele mi mówisz ostatnimi czasy. - zauważył, patrząc na nią badawczo. Dziewczyna uciekła wzrokiem w bok. - Wiesz, naprawiam właśnie wyjątkowo kłopotliwą marionetkę i przydałaby mi się pomoc. - powiedział ugodowo po chwili milczenia. Drobna dziewczyna podniosła na niego zaciekawione oczy.
- Zbiorę wszystko i wieczorem przyjdę ci pomóc. - obiecała ochoczo. To prawda, ostatnio nie spędzała zbyt dużo czasu ze swoim przyszywanym bratem i ubolewała nad tym zawsze, kiedy czuła na sobie jego spojrzenie. Lalkarz westchnął z ulgą.
- Będzie mi miło. - zapewnił z nietypową dla siebie emocjonalnością. "Chyba mi sie zmiękło na starość" pomyślał z gorzkim rozbawieniem, patrząc jak dziewczyna znika w korytarzu.
Zapobiegawczo trzymając wąską dłoń na dodatkowym kimonie, Ćma przemierzała pośpiesznie korytarz w poszukiwaniu pokoju Kakuzu. Była już u niego kilka razy przed awansem, kiedy Konan posyłała ją w sprawie raportów finansowych, oraz raz czy dwa po - w celu zameldowania strat po misjach lub z prywatną prośbą. Tak jak teraz, kiedy ściskała w bladej ręce miękki materiał tuniki. Ostrożnie zapukała do ciemnych drzwi.
Kakuzu, który akurat skończył porządkować biurko po codziennych rachunkach podniósł zmęczony wzrok. Pukanie oznaczało, że osoba za drzwiami na pewno nie była Hidanem. Nie widząc przeciwwskazań dla rozmowy z intruzem, mężczyzna odchrząknął.
- Wejdź. - rzucił. Ciężkie wrota uchyliły się i w wąskiej szparze ukazała się rumiana twarz Ga. Ogorzały mężczyzna wyprostował się, gestem wskazując dziewczynie pusty taboret obok siebie. Z wdzięcznym westchnieniem jasnowłosa usadziła się na taborecie, posyłając nukeninowi zmęczony uśmiech.
- Kakuzu-san, wybacz że przychodzę bez zapowiedzi... - Kakuzu machnął ręką niecierpliwie.
- Nie przepraszaj. Hidan nawet nie puka. - mruknął. - Mów, co cię sprowadza, dziewczyno. - zażądał, patrząc na nią łagodnie. Miał lekką słabość do drobnej kobietki, choć rzadko zdarzało mu się to okazać publicznie. Prywatnie jednak nigdy nie odmówił jej żadnej przysługi.
- Moje kimono... - zaczęła, zdejmując je z ramienia i usiłując rozłożyć równo na kolanach. Zielonooki ostrożnie wyjął cienki materiał z jej rąk i obejrzał go fachowym wzrokiem. - Igła mi się złamała. - wyznała kwaśno jasnowłosa.
- Hm. - przesunął palcem wzdłuż zaczętego szwu, a dosłownie kilka chwil później nie było już śladu po rozdarciu. - Nie wiem o czym mówisz. To całkiem używalne ubranie. - burknął. Wcisnął je z powrotem w jej dłonie, nie patrząc Ćmie w oczy. - Uciekaj już. Weź ze sobą raporty do lidera, chciał je mieć. - wyjaśnił niezgrabnie, przesuwając je w stronę uśmiechniętej porozumiewawczo Ga.
- Oczywiście. Przepraszam za najście, Kakuzu-san. - odpowiedziała potulnie, przerzucając tunikę przez ramię i chwytając papiery. Zanim jednak zdążyła obrócić się w stronę drzwi, te otworzyły się z hukiem.
- EJ 'KUZU, NI CHUJA NIE ZGADNIESZ CO... Oh. Siemasz, cukiereczu. - zmieszał się nieco fioletowooki, widząc nieme przerażenie na twarzy dziewczyny, wywołane jego nagłym wejściem. Kakuzu spojrzał na Jashinistę z wyrzutem ponad ramieniem "cukiereczka".
- Ahem... Pójdę już. - odchrząknęła Ćma, jednak drogę zagrodziło jej gwałtownie wyprostowane ramię Hidana. Spojrzała na niego zdziwiona. Mężczyzna patrzył w podłogę, jednak jego wargi zaczęły powoli rozchylać się w szerokim uśmiechu.
- Skąd ten pośpiech? Stres źle wpływa na zdrowie, wiesz... - powiedział przymilnie, choć sam wydawał się jednym wielkim kłębkiem nerwów, kładąc drżącą dłoń na jej ramieniu. - Chodź, pogdamy trochę...
- Hidan, zostaw dziewczynę. - burknął Kakuzu, czując ostrzegające świerzbienie karku. Hidan owszem, był świrem, ale to jak się zachowywał w tej chwili nawet jak na niego nie było normalne.
- Zamknij mordę Kakuzu. - warknął jak głodny pies, rzucając mu obłąkańcze spojrzenie. Pokryty szwami mężczyzna usłuchał głównie ze zdziwienia.
- Hidan. - powiedziała Ga stanowczo, przymykając oczy. - Puść mnie. Nie mam czasu na pogaduszki... - zamilkła, krzywiąc usta. Serce podeszło jej do gardła. Mężczyzna wbijał jej palce w ramię.
- Jasne. Ty przecież nigdy nie masz czasu dla mnie. Odliczasz tylko czas między zwarciami ze sprytnym panem Uchihą, co Kemuri? - zaśmiał się piskliwie.
- Hidan, przestań! To boli! - już wcześniej wysoki głos jasnowłosej przeszedł niemal w pisk.
- Po co? Żebyś znowu mnie unikała?! - szarpnął ją za ramię, obracając przodem do siebie i nachylając się nad nią. Dokumenty dla lidera z panicznym szelestem rozsypały się po podłodze. - JA CIĘ TU SPROWADZIŁEM, TY NIEWDZIĘCZNA-
Rozległ się huk, a siwowłosy osunął się po ścianie, uderzywszy w nią wcześniej z rozpędem.  Roztrzęsiona Ćma opadła na podłogę, trzęsąc się ze strachu, a Kakuzu mamrotał starożytne przekleństwa, usiłując przywrócić krążenie w ręku.
- Należało mu się. Plotkował o was jak baba na bazarze. Wstawaj, dziewczyno. - mruknął, chwytając ją pod łokcie i podnosząc do pionu. - Tylko mi tu nie zemdlej. - zastrzegł. Ćma kiwnęła głową, biorąc głęboki oddech.
- Czy on...? - niedokończone zdanie zawisło w powietrzu między nimi. Mężczyzna kucnął, zbierając rozsypane papiery.
- Nieprzytomny. - wyjaśnił krótko, wciskając je ponownie w jej bezwładne dłonie. Dziewczyna stała nieruchomo, wbijając białe źrenice w nieprzytomną twarz Jashinisty.
- Dlaczego? - zapytała cicho. Zielonooki skrzyżował ramiona na piersi z wyjątkowo ponurym wyrazem widocznej połowy twarzy.
- Bo jest wrzodem. Myślałem, że o tym wiesz. - burknął, marszcząc brwi, choć sam nie rozumiał, skąd wzięła się jego nagła zmiana.  - Idź już. Zajmę się tym popaprańcem, jak dojdzie do siebie. - dodał po chwili, otwierając drzwi i nieznacznie popychając ją w stronę wyjścia.
- Dziękuję, Kakuzu-san. - powiedziała pozornie spokojnym tonem, jednak nie spojrzała mu w oczy.
- Trzymaj się, dziecko. - mruknął, kiedy go mijała. Drzwi zamknęły się za nią z cichym kliknięciem, a ona sama skierowała się w stronę gabinetu Yahiko, czując jak powoli opada z niej napięcie. Dalej jednak była wyprowadzona z równowagi nagłym atakiem Hidana. Często bywał głupio złośliwy i wulgarny, ale jeszcze nie widziała go przy tym tak spiętego. Nawet kiedy był wściekły, była to wściekłość rozproszona i mętna, promieniująca, przemijająca. Tym razem jednak przypominała skoncentrowany laser, wymierzony wprost w jej serce.
Zapukała do drzwi, ostrożnie przełożywszy dokumenty. Otworzyła jej Konan.
- Ga-chan. - uśmiechnęła się ciepło. - Wejdź proszę. - odsunęła się, wpuszczając jasnowłosą do pomieszczenia. - Yahiko śpi, wypełnianie wczorajszych dokumentów zajęło nieco dłużej niż zakładał. - wyjaśniła, odbierając od Ćmy plik papierów.
- Rozumiem. - powiedziała, nerwowo pocierając przedramiona.
- Wszystko okej? - zaniepokoiła się, widząc przybicie dziewczyny.
- Hidan mnie zdenerwował. - wyjaśniła słabo. Konan spojrzała na nią ze współczuciem.
- Jak tam twoje nowe kimono? - zapytała, chcąc pomóc jej odciągnąć myśli od kłopotliwego tematu. Jasnowłosa spojrzała na swoje ramię, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu, po czym zdjęła szary materiał z cichym szelestem. - Mogę zobaczyć?
- Jasne, proszę. - Ćma podała jej materiał z nieco nieobecnym wyrazem twarzy. Niebieskowłosa przyjrzała się dokładnie i pokiwała głową z uznaniem.
- Bardzo ładne. To jedwab?
- Tak... Kazałam zrobić je na wzór tego. - wskazała na swój ubiór.
- Nie myślałaś o czymś nowym? - zasugerowała ostrożnie starsza kunoichi. Ga uśmiechnęła się nieznacznie.
- To moja mała słabość... Nie jest specjalnie ładne ani praktyczne, ale to była jedyna rzecz, która naprawdę należała do mnie. Wiesz, kiedy jeszcze byłam w Kiri. - odebrała tunikę, składając ją starannie i wieszając z powrotem na ramieniu.
- To trochę smunte, nie mieć nic własnego... Skąd w takim razie to kimono? - zamyśliła się Konan. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
- Zostałam znaleziona w nim jako dziecko. - odparła. - Wtedy było na mnie za duże. Od tego czasu musiałam poszerzyć je kilka razy. - wydała z siebie śmiechopodobne westchnienie. Niebieskowłosa przyjrzała jej się uważniej. Rzeczywiście, dla kilkuletniego dziecka było to pełnowymiarowe kimono. Teraz jednak ledwo sięgało dziewczynie do kolan i łokci.
- To godne podziwu. Nosić jedno ubranie przez całe życie... - uśmiechnęła się. - Umiesz dbać o swoje rzeczy, Ga-chan. - puściła jej oczko. Dziewczyna odkaszlnęła, odwracając wzrok aby ukryć zażenowanie.
- T-aaak... Ch-chyba pójdę już... Muszę się spakować na misję. - wykręciła się.
- Powodzenia! - krzyknęła za nią, zanim drzwi zamknęły się za wychodzącą pospiesznie Ćmą.
Sasori chodził niespokojnie po warsztacie, co chwila przekładając jakieś narzędzie albo fragment mechanizmu. Marionetki stały pomiędzy stosami zwojów, tworząc znajomo upiorną mozaikę cieni. Minęło wiele miesięcy, odkąd ostatnio miał okazję realnie oczekiwać wizyty swojej przybranej siostry i nie mógł zagłuszyć obawy, że to nie będzie już to samo. Aż podskoczył, kiedy z ponurych rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi.
- Nii-san, wchodzę. - zapowiedziała Ga, po chwili ukazując się w drzwiach. Sasori uśmiechnął się z roztargnieniem, w myślach besztając się za głupotę. Oczywiście, że Ćma się zmieniła. Wszyscy się zmienili. Ale dalej była jego małą siostrą, którą kiedyś uczył używać śrubokrętu.
- Dobrze cię widzieć, imoto. - powitał ją. - Zaczynamy? - zapytał, wskazując szerokim gestem warsztat, na którym zawczasu przygotował już wszystkie potrzebne materiały. Jasnowłosa pokiwała głową z uśmiechem i zamknęła za sobą drzwi.
Znów rozmawiali o wszystkim i o niczym, szybko tracąc poczucie czasu. Dziewczyna z zapałem opowiadała Sasoriemu o nowej książce, którą czytała, podczas gdy marionetka powoli nabierała kształtów. Stracili zupełnie poczucie czasu, skacząc miarowo z tematu na temat, aż zaczęło robić się późno.
- Jesteś pewna, że nie był pijany? - dopytywał się sceptycznie marionetkarz, kiedy Ćma opowiedziała mu o dziwnym zachowaniu Hidana wcześniej tego dnia.
- Stał całkiem blisko i nie czułam od niego sake ani nic... - zaprotestowała ze zmarszczonymi brwiami, oliwiąc jeden z łokci. - Ale jak tak o tym myślę, to mógł mieć gorączkę.
- Gorączkę? - zdziwił się czerwonowłosy. - Myślisz, że to możliwe dla nieśmiertelnego dryblasa?
- Nie wiem. - wzruszyła jednym ramieniem. Niewielkie dłuto spadło z blatu.  - Oczy mu się tak dziwnie świeciły... - wyjaśniła, schylając się po niego. Akurat kiedy się podnosiła, podłoga zadrżała nieznacznie i na jej głowę spadła śrubka. - ...auć.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się Sasori, okrążając warsztat.
- Nic mi nie jest... ktoś trzasnął drzwiami i śrubka spadła. - odparła pogodnie dziewczyna, zbywając zdarzenie machnięciem ręki. Jednak kolejny wstrząs, tym razem na tyle silny, aby targnąć całym stołem, podał jej osąd w wątpliwość.
- Obawiam się... - zaczął powoli artysta, rozglądając się uważnie. - ...że to nie zwykłe trzaskanie.
Jakby na potwierdzenie jego słów, kolejna fala wstrząsów ścięła ich z nóg, sypiąc okruchy skał ze sklepienia jaskini. Ga poczuła paniczny ucisk w żołądku.
- Muszę znaleźć Itachiego. - podniosła się, gdy tylko wstrządy ustały. Marionetkarz spojrzał na nią z niezadowoleniem.
- Oszalałaś? To dorosły chłopak, poradzi sobie. Trzeba spotkać się z Liderem, on będzie wiedział, co robić...
- To ty do niego idź. - odparła chłodno. - Itachi poszedł wcześniej spać, a sen ma mocny. Nie wybaczę sobie, jeśli coś go przygniecie.
Sasori zacisnął usta, ale wiedział, że nie da rady jej powstrzymać. Nie wtedy, kiedy patrzyła na niego swoimi wielkimi oczyma, wciąż niewinnymi mimo tylu lat niewdzięcznych zleceń w wiosce i pełnymi nieugiętej determinacji.
- Niech ci będzie, Imoto. - westchnął z irytacją, wstając i otrzepując szatę z wiórów. - Ale macie być oboje w salonie za piętn... dziesięć minut! Rozumiesz?! - jasnowłosa skinęła krótko głową i ruszyła w stronę drzwi. - I NIE KAŻ MI CZEKAĆ!
Ćma przemykała korytarzem w stronę sypialni swojego partnera, potykając się o znaczne pęknięcia w podłodze, poszerzające się z każdą chwilą. Głuchy trzask spadających skał ostrzegł dziewczynę przed kolejną falą wstrząsów, jednak nie przygotowało ją na to, co przyniosły. Strop korytarza zawalił się w miejscu, gdzie stała, o mało jej nie przygniatając, a kiedy jej dym ponownie uformował sylwetkę dziewczyny, usłyszała przeciągły syk i ogłuszający chrzęst monstrualnych łusek na pokruszonych skałach. Oniemiała Ga podniosła głowę, jednak nie zdążyła przyjrzeć się bliżej gigantycznej kreaturze, gdyż ta szarpnęła się i ruszyła do ataku...
...wprost na odsłoniętą kunoichi. Niezdolna się poruszyć ani nawet krzyknąć, patrzyła jak zahipnotyzowana na zbliżającą się w zawrotnym tempie gadzią paszczę pełną kłów. Zdawało się, że czas stanął w miejscu.
Nagle jednak przed jej oczami przemknął cień, a przez piekielny zgrzyt przebił się głęboki bas.
- Suiton: Bakusui Shōha! - ogromny wodny pocisk w kształcie rekina ugodził potwora w pysk. Wąż syknął przeciągle, ale cofnął się i ruszył w inną stronę. Dziewczyna zamrugała oczami i zwróciła się w stronę swojego wybawcy.
- Kisame-san... - powiedziała jakby sennie. Wysoki mężczyzna chwycił ją za ramiona i odciągnął z gruzowiska.
- Ga-chan, widziałaś Itachiego? - uprzejme pytanie wyrwało ją z genjutsu-podobnego transu. Itachi... Musiała znaleźć Itachiego!
- Itachi... - powtórzyła. - Szłam do niego, kiedy to... Co to było w ogóle? - zapytała, odzyskując jasność umysłu. Kisame zachmurzył się.
- Orochimaru. - odpowiedział grobowym tonem, prostując się. - Znajdź tego śpiocha i poszukajcie bezpiecznej kryjówki.
- Ale..
- Żadnych ale, Pięknooka. - Przerwał jej błękitnoskóry, po czym oddalił się w przeciwnym kierunku, sięgając po wiercącego się lekko na jego plecach Samehadę. Jasnowłosa odetchnęła głęboko i pobiegła w stronę pokoju Uchihy. Niemalże wpadła na drzwi, szarpiąc klamkę.
- Itach... iii~! - imię przemieniło się w krzyk, kiedy dziewczynie w końcu udało się dostać do pomieszczenia.
Pokój był w ruinch.
Zawalone sklepienie i większa część dwóch ścian pokryły całą podłogę oraz meble kurzem i odłamkami skał. Roztrzaskane biurko leżało w kawałkach w przeciwległym kącie pomieszczenia, a połamane części łóżka walały się po całej podłodze. Szafa była przewrócona, a w jej cieniu leżał czarnowłosy z rozchylonymi ustami czarnymi od krwi. Z bladej piersi wystawał drewniany odłamek. Ćma dopadła do niego w mngieniu oka, zostawiając za sobą szlak dymu.
- Itachi, Itachi otwórz oczy, spójrz na mnie, proszę....! - szeptała gorączkowo, ujmując jego twarz w dłonie i ocierając krew z jego ust. Po kilku chwilach, które ciągnęły się jak stulecia, jego powieki drgnęły, ukazując zmatowiałe oczy.
- Ga-chan... - wycharczał. - Jestem trochę zmęczony, chciałbym... - resztę jego słów zagłuszył zgrzyt, który dziewczyna zdążyła poznać już zbyt dobrze. Przerzuciła sobie jego ramię przez szyję i podciągnęła go do pionu, ignorując stęknięcie bólu.
- Musimy zejść z widoku. - powiedziała, zbliżając usta do ucha Itachiego, którego nagły ból zdążył przywrócić do pełni władz umysłowych.
- Ga-chan, co się dzieje? - zapytał przytomnie, stając w miarę prosto na usianej ostrymi odłamkami podłodze.
- Orochimaru... Orochimaru coś zrobił i teraz kręci się tutaj gigantyczny wąż... - odpowiedziała, z szalejącym ze strachu i ulgi sercem obijającym się szaleńczo o żebra. Mężczyzna zachwiał się i jęknął cicho z bólu, jak sprawiał mu odłamek tkwiący między jego własnymi żebrami.
- Wiedziałem, że nie należy mu ufać... - mruknął, usiłując powstrzymać falę krwi wzbierającą mu w gardle. Jasnowłosa czuła coraz większe mdłości w miarę jak chrzęst zbliżał się w ich stronę z kierunku, w którym kiedyś znajował się gabinet Yahiko. Z daleka widziała już sinofioletowy kolor suchych, twardych łusek gada, a jej umysł zalewały czarne myśli. Czy wszyscy w porę poczuli wstrząsy i wydostali się? Czy ktoś został w kryjówce, tak jak Itachi, i leżał ranny lub martwy pośród gruzowiska? Ilu twarzy już nie zobaczy, jeśli nie uda im się dotrzeć na miejsce zbiórki w wyznaczonym czasie?
Ga potknęła się na wyrwie w nierównej podłodze i upadła, a wraz z nią ranny Uchiha. Nagły ruch musiał zwrócić uwagę potwora, ponieważ gdy dziewczyna odwróciła się, gadzisko patrzyło wprost na nich, sycząc z widoczną w lśniących  ślepiach chciwością. Przerażona jasnowłosa zaczęła czołgać się w stronę drzwi, ciągnąc ze sobą bladego mężczyznę. Jednak kiedy wyjście było już w zasięgu jej ręki, gigantyczny ogon spadł na nią, niemalże miażdżąc jej kości. Po raz kolejny tego dnia jej kontury rozmyły się we wstędze mlecznego pyłu, aby po chwili uformować się na nowo w innym miejscu. Cały strach, który wcześniej ją paraliżował i nie pozwalał na kontratak, zaczął wrzeć, przemieniając się w gniew.
- Jak śmiesz... - wycedziła przez zaciśnięte zęby, jednak gdy znów uniosła pociemniałe z wściekłości oczy, cała jej odwaga uleciała, pozostawiając bezsilność. Musieli stąd jak najszybciej uciec! Dziewczyna czuła, że nie może już pozwolić sobie na nonszalanckie unikanie ataków stwora. Jej dzienny limit nietykalności wyczerpał się w ciągu kilku minut, a nieostrożna próba nadużycia go była nie tyle ryzykowna, co śmiertelnie niebezpieczna.
Ponure rozważania Ćmy przerwał ogłuszający chrzęts łusek, zwiastujący kolejny atak węża. Pod jasnowłosą ugięły się kolana, a sekundę później była już u boku Itachiego, który ze ściągniętymi z bólu brwiami starał się złożyć pieczęcie. Dosłownie chwilę wcześniej udało mu się w końcu stanąć na nogi, ignorując przebity odłamkiem drewna bok.
- Odsuń się. - poradził jej, nie zdejmując zmąconych wycieńczeniem oczu z potwora. Złożył ostatnią pieczęć pierwszego jutsu, jakie przyszło mu na myśl - techniki wielkiej ognistej kuli - i nabrał powietrza. Uszkodzony bok jednak okazał się silniejszy. W połowie oddechu jego oczy gwałtownie się rozszerzyły, a on sam zaczął krztusić się własną zdradliwą krwią.
- Itachi! - rozpaczliwy okrzyk Kemuri no Ga odbił się echem od skruszonych wężowym cielskiem skał, jednak w odpowiedzi odezwał się tylko szybko narastający szum. Naraz otoczyła ich biała chmura.
- Co wy tu jeszcze robicie? - zwykle spokojny głos Konan podszyty był mieszaniną zdenerwowania i ulgi. Otaczająca ich chmura okazała się chmarą papierowych motyli, z których garść utworzyła na ułamek sekundy sylwetkę roztrzęsionej kobiety. - Wiejcie stąd, kupię wam trochę czasu. - malująca się na jej twarzy obawa przeczyła wyraźnie hardości jej słów, jednak zanim którekolwiek z nich zdążyło zaprzeczyć, sylwetka niebieskowłosej wmieszała się w rój papierowych skrzydełek, które następnie z głośnym szumem pomknęły w stronę szykującego się do ataku stwora.
- Chodźmy! - otrząsnęła się szybko dziewczyna, chwytając umazanego krwią Uchihę za ramię. Nie zdążyli przebyć kilkudziesięciu metrów, kiedy powietrze przeciął krótki krzyk.
- Konan!
- Nie obracaj się. - Itachi objął Ćmę ramieniem, ciągnąc ją w stronę wyjścia. Jasnowłosa jednak wyrwała mu się, stając w opadających powoli jak suchy śnieg strzępach papieru.
- Konan.... chan...? - szepnęła pobladłymi ustami. Tworząca się z wirujących w chłodnym powietrzu papierków sylwetka starszej kunoichi nie ruszała się.
- Ga-chan, chodź! - naglący głos mężczyzny i głośny, jakby triumfalny syk gadziny wydawał się nie docierać do zapatrzonej w nieruchome ciało towarzyszki jasnowłosej. Wiedziała, z jak wielkim ryzykiem wiązało się życie shinobich, nie mówiąc już o pozbawionych ochrony wioski nukeninach. Jednak świadomość, że to Konan miałaby stracić życie na jej oczach, poruszyła w dziewczynie nieznaną jej dotąd strunę. W jej umyśle z nagła pojawiła się myśl tak wyraźna i oczywista, jakby tkwiła w jej głowie od zawsze.
- Dziękuję ci. Wiem już, co muszę zrobić. - powiedziała, odwracając się do stojącego kilka kroków za nią Uchihy. Coś w jej spojrzeniu lub też wyrazie twarzy musiało wydać mu się przerażająco znajome, ponieważ jego oczy rozszerzyły się ze strachu.
- Nie... Proszę, nie...!
- Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, Itachi. - powiedziała cicho. - I wybacz mi...
- NIE! - mężczyzna ruszył do przodu, aby złapać bladą dziewczynę za ramię, jednak jego palce chwyciły jedynie zwój wciąż nagrzanego od jej ciała bandaża. Itachi zamarł, patrząc z niedowierzaniem na powoli ginącą w dymie sylwetkę ukochanej.
- Wybacz mi, Itachi... - powtórzyła po raz ostatni, a po zapadłym policzku spłynęła pojedyńcza łza, zanim jej twarz rozpłynęła się na dobre. Ciemnowłosy mężczyzna upadł na kolana, ściskając w pięści zmięty bandaż i patrząc bezsilnie, jak gęstsza niż zazwyczaj wstęga dymu mknie w stronę gada. Chmura czarnego dymu spowiła głowę węża, wnikając do jego wnętrzności z każdą sekundą. W końcu ciemny obłok znikł w trzewiach potwora, który padł na ziemię wijąc się w konwulsjach.
Kiedy gad prężył okryte sinymi łuskami ciało, wpatrzonemu w przestrzeń Itachiemu wydało się, że dostrzega w powietrzu jakiś ledwie widoczny zarys znajomej figury. Z niedowierzaniem patrzył na boleśnie znajomą twarz unoszącą się w powietrzu. Jej usta poruszały się, jak gdyby próbowała mu coś powiedzieć, jednak wszystkie inne dźwięki zagłuszało łomotanie wielkiego cielska.
Z każdym kolejnym skrętem ciała potwora, na półprzejrzystej twarzy pojawiał się grymas narastającego bólu, który utrudniał oszołomionemu mężczyźnie wszelkie próby czytania z jej ust. Wydawało mu się, że wyłapał jedno słowo, "aishiteru", zanim twarz zjawy rozciągnęła się w krzyku a sylwetka, która należała do Kemuri no Ga, rozpłynęła się w powietrzu wraz z ostatnim, zamierającym syknięciem potwornego węża.
- Imoto! IMOTO! - ze zrujnowanego korytarza wybiegła zdyszana postać Sasoriego, a ciemnowłosy osunął się na ziemię, wciąż ściskając w dłoni szorstki materiał bandaża.
W ciszy, jaka po tym zapadła, można było usłyszeć nawet trzask złamanego serca.

 =======











GOMEN!
Niestety rozdział dokończyłam dosłownie przedwczoraj, choć miałam to zrobić przed końcem listopada: niestety, wena nie wybiera. Poza tym moje życie zaczęła pochłaniać nowa praca i problemy osobiste, na czym z kolei ucierpiała moja motywacja.
Na szczęście jednak udało mi się ją niedawno odzyskać i myślę, że jest spora szansa na zakończenie tego opowiadania jeszcze przed Wielkanocą (optymizm).

Co do samego rozdziału.... nie macie nawet pojęcia jak bardzo się z nim męczyłam i jak bardzo go nienawidzę. Choć pewnie niektórzy z Was nienawidzą go nawet bardziej niż ja, bo zwyczajnie się nie spodziewało takiego obrotu sprawy XD

Wbrew pozorom czekają Was jeszcze 2 rozdziały, z czego 21 zaczęłam już pisać. A potem jeszcze zbiór ciekawostek, bo czemu nie. I rozważałam świąteczny specjal jak już niektórzy wiedzą, ale zamiast wigilijnego pewnie w efekcie będzie wielkanocny XD

(Art obok nie jest mój, wzięłam go z dA i przerobiłam tylko oczy. Tak żeby nie było)

3 komentarze:

  1. ;____________________________________;
    Trzask mojego złamanego serca też słychać ;___;
    No jak tak można...
    Rozdział jak zwykle świetny, no ale... kurcze xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gomen ^^' Ale szczerze powiedziawszy cała historia od samego początku zmierzała do tego momentu XD Jeśli zdobędziesz się na przeczytanie jej do końca to zrozumiesz :D (m. in. dlaczego Sasori był taki OOC)

      Usuń
    2. Przeczytam do końca xD Na pewno ;)

      Usuń