O Ćmie:
- Jej dym po "utwardzeniu" jest czarny
- Kemuri no Ga jest tego samego wzrostu i wagi co Deidara.
- Jest leworęczna, co widać zwłaszcza kiedy rzuca czakramami
- Jej typ chakry to wiatr, jednak nikt nie pofatygował się, żeby to sprawdzić
- Jej ulubione słowo to "dom" ("uchi"), a najczęściej wypowiadane: "rozumiem" lub "widzę" ("Naruhodo")
- Nie urodziła się we Mgle, a jej rodzice nigdy tam nie mieszkali. Jej pochodzenie to zasdniczo jedna wielka enigma (choć osobiście stawiam na Chmurę lub Skałę).
- Kemuri no Ga to nie tyle imię, co opis - dosłownie oznacza "ćma (z) dymu". Odnosi się do jej charakterystycznych skrzydeł, które umiała tworzyć już od dziecka. Jej prawdziwe imię nie jest znane.
- Bibliotekarz, którego zabija w pierwszym napadzie szału był jej pierwszą miłością. Jako jedyny był w stanie zignorować jej złą opinię w Wiosce i nie traktować jej z rezerwą.
- Ga nie została wskrzeszona przez Kabuto, ponieważ po śmierci nie zachował się żaden fragment jej ciała.
- Miała na ciele trzy blizny: na piersi i obu przedramionach. Wstydziła się ich i mimo tego, że utrudniało jej to korzystanie z dymu, okrywała je bandażem.
- Blizna na jej piersi zaczynała dymić tylko przy intensywnym wysiłku, działając jako swoisty "bank energii". Jednak nadmierne używanie (patrz: utrata kontroli w rozdziale 10) mogło prowadzić do ustania pracy serca, a nawet krwawienia wewnętrznego.
- Jej staż w Akatsuki wynosił około roku.
- Przez drobną budowę ciała, duże oczy i spokojne usposobienie większość organizacji traktowała ją jak dziecko, jednak Ćma była niewiele młodsza od Hidana.
- Kemuri no Ga nieświadomie zmarła w dzień swoich urodzin.
- Jak słusznie zauważył Itachi, trening Ga w Kirigakure był notorycznie zaniedbywany. Miała najniższy poziom Taijutsu w całej organizacji i nie umiała używać kunaia.
- Panicznie bała się dotyku. Przez "blisko dwie dekady" jej jedyny kontakt fizyczny z drugim człowiekiem następował w czasie walki - stąd niewielkie blizny na całym ciele.
Ciekawostki techniczne:
- Cały pomysł na Ćmę wziął się ze szkicu ramion, który kiedyś próbowałam wykonać patrząc w lustro. Projekt oczu pojawił się niezależnie, ale żal było mi go nie wykorzystać.
- We wczesnym etapie tworzenia Ga miała zupełnie inny charakter. Była bardziej władcza i bezwzględna, choć motyw "bycia lubianą" istniał od początku.
- Romans Ćmy z Itachim uwzględniłam dopiero po namowach mojej "konsultantki". Żeby było śmieszniej, rola Hidana nie zmieniła się od samego początku pomysłu.
- Hidan jest moją ulubioną postacią w całym opowiadaniu.
- Do 10 rozdziału opowiadanie powstawało najpierw po angielsku, a dopiero później tłumaczyłam je na polski. Stąd pierwsze 9 części jest pisane dość ubogim, lakonicznym stylem.
- Początkowo mottem Ćmy było "To tylko dym i lustra", co stanowiło nawiązanie do wcześniej stworzonej postaci Shigatsu. Później jednak zmieniłam to na "Ani sen, ani śmierć".
- Finalne motto Ga było bardzo kłopotliwe do przetłumaczenia na język polski. Jest to cytat z piosenki Evanescence pt. "Haunted" i oryginalnie brzmi on "Never sleep, never die".
- "Kemuri no Ga" jest drugim fanfikiem z Naruto który zaczęłam pisać, ale pierwszym, który zaczęłam publikować. Głównym powodem było to, że z założenia historia Ćmy jest o wiele krótsza.
- Jedna z moich dwóch "konsultantek" powiedziała mi kiedyś, że Ga kojarzy jej się z kolorem fioletowym, jednak ja zawsze łączyłam ją z jasnym granatem.
- Na początku chciałam zrobić z niej Jinchuuriki ukrywającą się w szeregach Akatsuki (najCIEMniej pod latarnią, huehue) jednak zrezygnowałam, nie chcąc czynić jej zbyt potężną postacią.
====
Mały bonus za wytrwanie ze mną do końca :)
Kemuri no Ga
Have you ever wondered why does Akatsuki never talk about Orochimaru's treason? It is all caused by a memory of one, particular Moth...
piątek, 25 marca 2016
poniedziałek, 21 marca 2016
Rozdział 21: Wspomnienie
Co za nostalgiczny widok. Jasne, niemalże białe włosy odgarniane niecierpliwie za mlecznoróżowe ucho wąską rączką, która następnie sięga na stół po małe dłuto. Nagle jasna głowa podnosi się i wbija we mnie parę pytających oczu. Uśmiecham się mimowolnie i wyciągam dłoń aby ją łagodnie poklepać. Drobne usta otwierają się i zdaje się, że chcą coś powiedzieć, ale do moich uszu dociera jedynie odległy szum. Odruchowo kiwam głową, nie odrywając spojrzenia od tych wielkich oczu. Jasna głowa znów pochyla się nad zepsutą marionetką, a w mojej głowie krąży tylko jedna myśl: jak dobrze, jak nieskończenie dobrze móc cię widzieć, moja imoto. Ten moment powinien trwać wiecznie.
- Niech to wspomnienie nigdy nie opuści naszych serc. Niech ta pamięć wskazuje nam drogę pośród największych ciemności. Niech jej ofiara nigdy nie zostanie przez nas zapomniana.
Cichy, poważny głos Lidera wyrwał Sasoriego z nostalgicznej wizji. Przez chwilę kręcił głową, próbując przypomnieć sobie czemu wszyscy - poza Itachim, jak zdążył zauważyć - siedzą w salonie z ponurymi minami. Zaraz jednak dopadają go wspomnienia sprzed tygodnia i marionetkarz jakby zapada się w sobie.
Ta wizja musiała przyćmić moją pamięć. Jak mogłem zapomnieć, że zaledwie kilka dni temu straciłem siostrę?
Uchwycił przez moment puste spojrzenie Konan, jednak odwrócił wzrok, wstając. Nie miał ochoty dłużej tu siedzieć.
- Skończmy tę szopkę. -powiedział chłodno. - Nie mamy nawet czego grzebać. Po Kemuri no Ga nic już nie zostało. - ignorując zbolałe spojrzenia obrócił się na pięcie i wyszedł. Cóż, Ćma w końcu znalazła miejsce, gdzie Hidan jej nie znajdzie.
Był bardziej niż wściekły.
Na Orochimaru, że podstępnie wbił mu nóż w plecy.
Na Konan, że nieprzytomna wyglądała na tak przekonująco martwą.
Na Ga, że po dziesięciu minutach zamiast wrócić, zginęła.
A ponad wszystko był wściekły na Itachiego. Nie tylko za to, że nie był w stanie uchronić jego ukochanej siostry oraz wybić jej z głowy tak głupi pomysł, ale że po wszystkim nie miał nawet dość jaj aby pojawić się na stypie.
Znajomy szelest przewracanej strony zmusił rudowłosego do zatrzymania się wpół kroku. Minęło kilka bolesnych sekund zanim uświadomił sobie, że źródłem znajomego dźwięku była książka na którą nadepnął przez nieuwagę, pogrążony we własnym żalu. Trzęsąc się nieznacznie podniósł zmaltretowany tomik z podłogi, zachodząc w głowę jak przetrwał usuwanie gruzów.
Zobaczmy...
Serce marionetkarza zatrzymało się, gdy rozpoznał swoje pismo na stronie tytułowej, w miejscu oderwanej okładki. Pamiętał ten tomik poezji i pamiętał, jak pisał tę dedykację.
"Zobaczmy, jak długo to przetrwa".
Jego palce zacisnęły się mimowolnie na i tak już zniszczonym papierze.
Imoto... To nie tak miało wyglądać.
Machinalnie odwrócił wzrok w stronę pokoju Itachiego. Szczerze powiedziawszy, nie widział go od czasu tego... wypadku. Kiedy tylko odzyskał zmysły, Uchiha zamknął się w jednym z pozostałych pokojów i nie pozwalał nikomu się do siebie zbliżyć.
Ćma byłaby wściekła. Najprawdopodobniej na mnie.
Sasori westchnął ciężko i zbliżył się do cichych drzwi. Zapukał krótko
- Wchodzę, Itachi. - oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu, naciskając klamkę.
Delikatna firanka dymu rozmyła się, kiedy tylko drzwi stanęły otworem, ukazując Uchihę siedzącego na piętach przed dużym lustrem. W powietrzu wisiał nieprzyjemny zapach krwi i niemytego ciała. Wszędzie walały się skrawki papieru, bandaże, a nawet kilka butelek wciśniętych w kąt.
Marionetkarz zdusił w sobie odruchową odrazę i chęć obrócenia się na pięcie. Wbił spojrzenie w nieruchomego mężczyznę, zwróconego do niego profilem. Podobnie jak sam pokój, był w żałosnym stanie. Splątane włosy były ledwo trzymane w szachu przez jego zwykłego, niskiego kucyka, a czarna koszulka była brudna i pomięta.
- Itachi.
- Wyjdź. - odezwał się przyduszonym głosem, zaciskając palce na poplamionym, jasnym materiale który leżał na jego kolanach. Sasori zmarszczył brwi.
- Posłuchaj, Uchiha... - zaczął tonem, który nie wróżył nic dobrego, jednak gwałtowny ruch ciemnowłosego skutecznie zamknął mu usta.
- Powiedziałem WYJDŹ! - wydarł się, obracając w stronę rudowłosego. Woskową bladość jego twarzy brutalnie łamały jaskrawoczerwone linie, prowadzące spod potwornie podkrążonych oczu aż na brodę.
Akasuna poczuł jak w jego żołądku formuje się ciężka, lodowa kula. Jego oczy machinalnie ześlizgnęły się na domniemaną szmatkę w drżących dłoniach drugiego mężczyzny i gwałtownie wciągnął powietrze, błyskawicznie łącząc fakty. Sharingan, lustro, krwawe łzy... I splamione posoką, szare kimono.
Zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. Niepewnie postąpił krok w jego stronę i powoli zamknął za sobą drzwi na korytarz, brwi wciąż ściągniętę w widocznej konsternacji. Uchiha wstał chwiejnie, wydając ciche stęknięcie bólu (nie pozwolił nikomu opatrzyć swojej rany po całym zajściu, przypomniał sobie Sasori) i zaczął chwiać się w jego stronę z zamiarem wyrzucenia go z pomieszczenia, jednak chłodne słowa marionetkarza zatrzymały go w pół kroku.
- Zamykanie się w genjutsu nie przywróci jej życia, Uchiha. - usta czarnowłosego zadrżały, a po brudnej twarzy spłynęło kilka łez, rzeźbiąc jasne linie w zakrzepłej krwi. - Spójrz na siebie, człowieku. - kontynuował ponuro, krzyżując ramiona na piersi i wskazując skinieniem głowy na wielkie lustro. - Siedzisz przed tym i nie widzisz, jak żałośnie wyglądasz?
- Sasori-san, wyjdź proszę... - przyduszony głos Itachiego był pełen goryczy. Rudowłosy pokręcił głową.
- Kemuri no Ga zabiłaby mnie, gdybym tak cię zostawił. - na wspomnienie jej imienia czerwone oczy Uchihy wróciły do zwykłej, zmatowiałej czerni, a ich właściciel zacisnął zęby.
- Co ty możesz wiedzieć... - sapnął, zaciskając w dłoni gładki materiał. - Nie masz pojęcia, jak ja się teraz czuję... Jak możesz mówić o tym tak spokojnie, kiedy ona uważała cię za brata?! - wściekła tyrada została przerwana na chwilę przez atak paskudnego kaszlu, jednak zanim Sasori zdołał się wtrącić, ciemnowłosy znów z trudem nabrał powietrza, przywracając się do pionu. - I ty śmiesz twierdzić, że kiedykolwiek obchodziło cię jej dobro... - z tymi słowami wyższy mężczyzna zamachnął się z zamiarem wyrzucenia lalkarza z pokoju.
Tego było już za wiele.
Brązowe oczy zapłonęły czystą furią, a spomiędzy poł jego płaszcza wystrzeliła metalowa lina zakończona szpikulcem, która owinęła się wokół wyciągniętych ramion Uchihy, unieruchamiając go.
- NIGDY nie waż się mówić, że mi na niej nie zależało. - syknął czerwonowłosy, mrużąc oczy z wściekłości. Oczy Itachiego rozszerzyły się, kiedy rozdarty płaszcz odsłonił ewidentnie drewnianą pierś marionetkarza.
- Czy ty... - Sasori nie odwrócił wściekłego wzroku od bledszej nawet niż zwykle twarzy Uchihy.
- Owszem. - odparł chłodno, a jego usta wykrzywił gorzki uśmieszek. - Zmieniałem poszczególne części odkąd opuściłem wioskę, ale to... - wolną dłonią stuknął w niewielki okrąg na drewnianym torsie. - Etto... Nówka sztuka.
Itachi milczał dłuższą chwilę, wpatrując się w pojemnik na piersi czerwonowłosego. Nietrudno było się domyślić, co zawierał.
- Dlaczego? - zapytał cicho, jego kończyny dalej blokowane przez metalową linę.
- Nie jest mi więcej potrzebne, to chyba jasne. - burknął. - Uspokoiłeś się już? - czarnowłosy skinął głową i metalowa lina wycofała się na swoje poprzednie miejsce w jamie brzusznej Sasoriego. Ten poprawił płaszcz i spojrzał z wyższością na Uchihę. - Moje ciało jest teraz doskonałe. W przeciwieństwie do twojego. Idź się umyć, Ćma byłaby rozczarowana widząc cię w takim stanie. - to powiedziawszy odwrócił się na pięcie z zamiarem wyjścia, jednak głos Itachiego zatrzymał go z ręką na klamce.
- Sasori-san, ja... - zawahał się, opuszczając zmatowiały wzrok. Wyglądał żałośnie, w brudnej koszuli, umazany krwią, ale wciąż ściskający kurczowo materiał jasnej tuniki. Sasoriemu niemalże zrobiło się go żal. - Nie mogę uwierzyć, że jej już nie ma. - wykrztusił w końcu. - Nie mogę sobie wybaczyć, że ja przeżyłem a ona nie. I że nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham.
Ramię Akasuny nagle zmieniło się w rozmytą smugę, a po chwili zakrwawiony mężczyzna zatoczył się do tyłu. Blada dłoń mimowolnie powędrowała do zaczerwienionej twarzy. Artysta wymierzył mu siarczysty policzek, którego efektywność znacznie zwiększał fakt, że jego dłoń była drewniana.
- Nie obrażaj jej inteligencji, Uchiha. - prychnął pogardliwie. - A teraz ogarnij się i przyjdź do warsztatu, żebym mógł obejrzeć tą twoją ranę. - polecił sucho, uchylając drzwi. - Cud, że jeszcze się nie wykrwawiłeś z tego wszystkiego. - dodał kwaśno, wychodząc.
Doprowadzanie Itachiego do względnej normalności pochłonęło dużo czasu i cierpliwości Sasoriego, jednak po kilku długich i nierzadko gwałtownych rozmowach Akasuna powiadomił szefa, że jego pacjent jest znów na nogach. Daleko mu jednak było do pełni sił. Mimo połączonych wysiłków Kakuzu i Sasoriego rana zostawiła w jego ciele trwały ślad, skazując go na szereg leków mających spowolnić nieco rozwój choroby. Namówienie Uchihy aby zażywał choć część z nich było dla artysty torturą, jednak nie mając partnera niewiele mógł zrobić.
Niedługo po zakończeniu swoistej rehabilitacji Itachiego, lider zarządził spotkanie pozostałych członków organizacji.
- Są dwie ważne rzeczy, które chciałbym wam przekazać. - powiedział bez ogródek, kiedy wszyscy pojawili się w zasięgu jego wzroku. Większość nieufnie trzymała się na dystans, widząc że szefowi poza nieodłączną Konan towarzyszyły dwie inne, zgoła obce postacie. - Po pierwsze, będziemy musieli opuścić naszą kryjówkę. Szkody wyrządzone w wiadomym wypadku okazały się zbyt duże.
Hidan prychnął pod nosem, jednak poza nim nikt się nie odezwał ani nie oderwał wzroku od nieznanych postaci. Yahiko odchrząknął.
- Opuścimy to miejsce w ciągu dwóch tygodni. Jak wiecie, mamy wiele kryjówek w różnych miejscach, jednak żadna nie jest dość duża, aby zakwaterować nas wszystkich... Tak więc od tej pory każdy duet odpowiada za siebie.
- Duet? - Sasori wtrącił się, unosząc brew i patrząc na rudowłosego znacząco. Ten machnął ręką.
- Z tobą porozmawiam później. Itachi i Kisame, was też będę prosił. Po drugie, skoro już jesteśmy w temacie duetów... - kontynuował z narastającą irytacją. - Dołączyła do nas nowa drużyna, jak już pewnie zauważyliście. - powiedział zgryźliwie. - Zetsu i Tobi będą od dziś z nami współpracować.
- Tobi bardzo się cieszy! - zapewnił radośnie brunet w pomarańczowej masce, machając niefrasobliwie do milczącej reszty. Hidan parsknął lekceważącym śmiechem, jednak Kisame i Itachi nie zdejmowali ostrożnych spojrzeń z nadpobudliwego mężczyzny. Jego partner, wyglądem przypominający rosiczkę, wyszczerzył się do nich przerażająco.
- O-ha-yo, panowie. - powiedział, wodząc po nich żółtymi oczami.
- Ostatnia sprawa. - Yahiko nabrał powietrza i wyłożył nową teorię, która całkiem zmieniała sens organizacji. Nazwał ją "Planem Księżycowe Oko".
- Nie podoba mi się to. - powiedział Itachi otwarcie, kiedy ogólne zebranie dobiegło końca i zostali tylko we czwórkę: on, lider, Kisame i Sasori.
- Nie masz już przecież nic do stracenia. - zauważył sucho rudowłosy. Itachi zmarszczył nieznacznie brwi, ale nic nie odpowiedział, czując twardą dłoń Sasoriego na swojej łopatce. Marionetkarz wiedział, o czym on myśli i sam był tego samego zdania. To nie będą oni. To nie będzie ona.
- Co z moim partnerem? - zapytał Sasori rzeczowo. Yahiko opowiedział im o młodym mężczyźnie z Iwagakure, którego mieli za zadanie zwerbować. Zapoznawszy się z wszelkimi informacjami jakie były dla nich dostępne, wyruszyli na misję.
Młodego mężczyznę nietrudno było znaleźć. Miejsce jego pobytu mógł wskazać prawie każdy chłop, który kiedykolwiek potrzebował coś wysadzić. A że Kraj Ziemi był cały usłany skałami, rzeczy do wysadzenia nigdy nie brakowało. Toteż swoisty azyl Deidary znaleźli bez najmniejszego kłopotu. Kłopotem natomiast był powrót do kryjówki, w której znajdował się Lider, bowiem nowy rekrut wcale nie miał ochoty grzecznie za nimi pójść.
- Zaczynam ci współczuć partnera, Sasori-san. - zagaił go Kisame w drodze powrotnej, kiedy Itachi trzymał oko na szukającego okazji do ucieczki chłopaka. - Z wyglądu przypomina trochę tamtą małą, ale charakterek ma zupełnie nie ten. - zauważył. Marionetkarz drgnął nieznacznie, w duchu przyznając mu rację. Strój samozwańczego artysty, jego wychudzona sylwetka, a nawet nieco kobieca twarz mogły przywodzić na myśl Ćmę.
- Etto... Już wiem czemu wygląda mi na takiego, który umrze młodo. - mruknął gorzko, zdając sobie sprawę z ironii całej sytuacji. Zwłaszcza z tego, że blondyn z miejsca znienawidził Itachiego Uchihę, który usilnie starał się go ignorować.
Kiedy w końcu dotarli do lidera, Deidara otrzymał swój płaszcz i niebieski pierścień. Podawała mu je Konan, której twarz do reszty straciła wyraz po zdradzie Orochimaru. Nie było żadnych wielkich ceremonii, żadnej okazji do zaprezentowania zdolności nowego rekruta. Yahiko przydzielił im nowe misje, Sasori przekazał Itachiemu zapas leków i wszyscy rozeszli się w swoją stronę.
Dzieciak okazał się dość sprawnym partnerem, nawet pomimo zupełnej ignorancji w kwestii sztuki i uporu, który doprowadzał marionetkarza do szału. Zwracał się do niego "Sasori no Danna", co okazało się mniej denerwujące niż rzeczony "Danna" przewidywał. Za to ich wieczne kłótnie na temat sztuki były niepomiernie irytujące dla innych drużyn, na które czasami się natykali w rozmaitych kryjówkach. Sasoriemu nie przeszkadzało oglądanie od czasu do czasu znajomych twarzy, jednak blondyn zawsze był wtedy w paskudnym nastroju. Nigdy nie chciał powiedzieć dlaczego, a marionetkarz nigdy nie pytał o powód, aż za dobrze znając upór swojego partnera. W końcu, kiedy wypadło im nocować w tym samym miejscu co Hidan i Kakuzu, Deidara podszedł do niego i zapytał prosto z mostu:
- Danna, co jest z nimi wszystkimi nie tak, hm?! - sapnął wściekle, siadając obok pochylonego nad Hiruko Sasoriego.
- O co ci znowu chodzi, dzieciaku? - zapytał znudzony, chwytając śrubokręt aby naprawić obluzowany zawias.
- O wszystko! Przy Itachim nikt się nawet nie może odezwać, wszyscy patrzą na mnie jak na anomalię, hm, a Orochimaru to jakieś cholerne tabu! - ręka Akasuny drgnęła nieznacznie, odkładając śrubokręt. Oczywiście, dzieciak nic nie wiedział, myślał sobie Sasori, pieczętując narzędzia w zwoju i chowając go z powrotem na miejsce. Czy powinienem mu powiedzieć?, zastanawiał się dalej, opierając się o Hiruko i spoglądając w zamyśleniu na blondyna, który cierpliwie oczekiwał wyjaśnień. Pal to licho, nawet jeżeli on nie będzie chciał słuchać, to ja chcę móc mu to opowiedzieć, zadecydował w końcu, gestem nakazując swojemu partnerowi, aby usiadł. Z przyzwyczajenia odetchnął głęboko, przywołując całą swoją pamięć i cenne wspomnienia, i rozpoczął historię.
- Na imię jej było Kemuri no Ga, Ćma z Ukrytej Mgły...
===========
Miał być jeszcze epilog, ale stwierdziłam że po tak ładnie zamkniętym zakończeniu (Nie wiem kto zauważył, ale całe opo kończy się tym samym zdaniem, od którego się rozpoczyna. Jestem dumna z tego chwytu) byłoby to przeciąganie na siłę.
Tak więc tak. Cała rzecz okazała się opowiadaniem w opowiadaniu. Opowiadaniocepcja.
Trochę smutno było mi to wszystko kończyć, ale z drugiej strony moja wena na to wszystko dobiegła końca, co można zobaczyć po zastraszającej ilości skrótowych opisów w tym rozdziale. Teraz w planach mam systematyczne kończenie ponapoczynanych w międzyczasie oneshotów, a kiedy uporam się choć z częścią, to zacznę nową OC fikcję, tym razem dużo dłuższą. Jak wszystko dobrze pójdzie, to w wakacje powinien ukazać się pierwszy rozdział.
To by było na tyle. Bloga zamykam, ale ci którzy się stęsknią za moją grafomanią, mogą znaleźć mnie na blogu zbiorczym TU, oraz na moim DeviantArcie.
Dziękuję wszystkim czytającym za wspólną podróż.
/Oka-san
sobota, 16 stycznia 2016
Rozdział 20: Zdrada
Sasori patrzył na przemierzającą po raz kolejny salon Ćmę ze zdziwieniem, okraszonym nieco szczerym rozbawieniem. Na jej ramieniu wisiało szare kimono, nieco podobne do tego, które nosiła na codzień. Jedynymi różnicami były brak niezliczonych śladów po łataniu oraz kolor wstążki, która je obrębiała: ciemny granat w miejsce brudnej bieli. Kołysało się ono niebezpiecznie, grożąc upadkiem, podczas gdy zaaferowana dziewczyna zaglądała w każdy kąt pomieszczenia. W końcu chyba jednak wyczuła jego podejrzanie dobry humor, bo posłała mu roziskrzone irytacją spojrzenie.
- Nii-san! - zawołała z przyganą w cienkim głosie. - Widziałeś moje kimono? - zapytała, podejrzliwie spoglądając na jego niewielki uśmieszek.
- Owszem. Dalej je widzę. - zanim zdążyła na dobre się rozzłościć, wskazał palcem na jej lewy bark. Ga bezwiednie podążyła wzrokiem za jego palcem, aby dostrzec to, czego szukała od dobrych kilkunastu minut na własnym ramieniu.
- Och... - mruknęła, uśmiechając się z zakłopotaniem swoim zwykłym prawie-uśmiechem. - Zapędziłam się. Dziękuję, Sasori-nii.
- Nie ma za co. - odpowiedział czerwonowłosy odruchowo, krzyżując ramiona na piersi. - Skąd ten nagły pośpiech, Imoto? - zapytał z łagodną dociekliwością. Rzadko można było zobaczyć zwykle opanowaną Kemuri no Ga tak niespokojną. Jasnowłosa zmarszczyła brwi.
- Idę na misję z Kisame i Itachim. Nie mówiłam ci? - wyjaśniła ze zdziwieniem. Sasori pokręcił głową.
- Niewiele mi mówisz ostatnimi czasy. - zauważył, patrząc na nią badawczo. Dziewczyna uciekła wzrokiem w bok. - Wiesz, naprawiam właśnie wyjątkowo kłopotliwą marionetkę i przydałaby mi się pomoc. - powiedział ugodowo po chwili milczenia. Drobna dziewczyna podniosła na niego zaciekawione oczy.
- Zbiorę wszystko i wieczorem przyjdę ci pomóc. - obiecała ochoczo. To prawda, ostatnio nie spędzała zbyt dużo czasu ze swoim przyszywanym bratem i ubolewała nad tym zawsze, kiedy czuła na sobie jego spojrzenie. Lalkarz westchnął z ulgą.
- Będzie mi miło. - zapewnił z nietypową dla siebie emocjonalnością. "Chyba mi sie zmiękło na starość" pomyślał z gorzkim rozbawieniem, patrząc jak dziewczyna znika w korytarzu.
Zapobiegawczo trzymając wąską dłoń na dodatkowym kimonie, Ćma przemierzała pośpiesznie korytarz w poszukiwaniu pokoju Kakuzu. Była już u niego kilka razy przed awansem, kiedy Konan posyłała ją w sprawie raportów finansowych, oraz raz czy dwa po - w celu zameldowania strat po misjach lub z prywatną prośbą. Tak jak teraz, kiedy ściskała w bladej ręce miękki materiał tuniki. Ostrożnie zapukała do ciemnych drzwi.
Kakuzu, który akurat skończył porządkować biurko po codziennych rachunkach podniósł zmęczony wzrok. Pukanie oznaczało, że osoba za drzwiami na pewno nie była Hidanem. Nie widząc przeciwwskazań dla rozmowy z intruzem, mężczyzna odchrząknął.
- Wejdź. - rzucił. Ciężkie wrota uchyliły się i w wąskiej szparze ukazała się rumiana twarz Ga. Ogorzały mężczyzna wyprostował się, gestem wskazując dziewczynie pusty taboret obok siebie. Z wdzięcznym westchnieniem jasnowłosa usadziła się na taborecie, posyłając nukeninowi zmęczony uśmiech.
- Kakuzu-san, wybacz że przychodzę bez zapowiedzi... - Kakuzu machnął ręką niecierpliwie.
- Nie przepraszaj. Hidan nawet nie puka. - mruknął. - Mów, co cię sprowadza, dziewczyno. - zażądał, patrząc na nią łagodnie. Miał lekką słabość do drobnej kobietki, choć rzadko zdarzało mu się to okazać publicznie. Prywatnie jednak nigdy nie odmówił jej żadnej przysługi.
- Moje kimono... - zaczęła, zdejmując je z ramienia i usiłując rozłożyć równo na kolanach. Zielonooki ostrożnie wyjął cienki materiał z jej rąk i obejrzał go fachowym wzrokiem. - Igła mi się złamała. - wyznała kwaśno jasnowłosa.
- Hm. - przesunął palcem wzdłuż zaczętego szwu, a dosłownie kilka chwil później nie było już śladu po rozdarciu. - Nie wiem o czym mówisz. To całkiem używalne ubranie. - burknął. Wcisnął je z powrotem w jej dłonie, nie patrząc Ćmie w oczy. - Uciekaj już. Weź ze sobą raporty do lidera, chciał je mieć. - wyjaśnił niezgrabnie, przesuwając je w stronę uśmiechniętej porozumiewawczo Ga.
- Oczywiście. Przepraszam za najście, Kakuzu-san. - odpowiedziała potulnie, przerzucając tunikę przez ramię i chwytając papiery. Zanim jednak zdążyła obrócić się w stronę drzwi, te otworzyły się z hukiem.
- EJ 'KUZU, NI CHUJA NIE ZGADNIESZ CO... Oh. Siemasz, cukiereczu. - zmieszał się nieco fioletowooki, widząc nieme przerażenie na twarzy dziewczyny, wywołane jego nagłym wejściem. Kakuzu spojrzał na Jashinistę z wyrzutem ponad ramieniem "cukiereczka".
- Ahem... Pójdę już. - odchrząknęła Ćma, jednak drogę zagrodziło jej gwałtownie wyprostowane ramię Hidana. Spojrzała na niego zdziwiona. Mężczyzna patrzył w podłogę, jednak jego wargi zaczęły powoli rozchylać się w szerokim uśmiechu.
- Skąd ten pośpiech? Stres źle wpływa na zdrowie, wiesz... - powiedział przymilnie, choć sam wydawał się jednym wielkim kłębkiem nerwów, kładąc drżącą dłoń na jej ramieniu. - Chodź, pogdamy trochę...
- Hidan, zostaw dziewczynę. - burknął Kakuzu, czując ostrzegające świerzbienie karku. Hidan owszem, był świrem, ale to jak się zachowywał w tej chwili nawet jak na niego nie było normalne.
- Zamknij mordę Kakuzu. - warknął jak głodny pies, rzucając mu obłąkańcze spojrzenie. Pokryty szwami mężczyzna usłuchał głównie ze zdziwienia.
- Hidan. - powiedziała Ga stanowczo, przymykając oczy. - Puść mnie. Nie mam czasu na pogaduszki... - zamilkła, krzywiąc usta. Serce podeszło jej do gardła. Mężczyzna wbijał jej palce w ramię.
- Jasne. Ty przecież nigdy nie masz czasu dla mnie. Odliczasz tylko czas między zwarciami ze sprytnym panem Uchihą, co Kemuri? - zaśmiał się piskliwie.
- Hidan, przestań! To boli! - już wcześniej wysoki głos jasnowłosej przeszedł niemal w pisk.
- Po co? Żebyś znowu mnie unikała?! - szarpnął ją za ramię, obracając przodem do siebie i nachylając się nad nią. Dokumenty dla lidera z panicznym szelestem rozsypały się po podłodze. - JA CIĘ TU SPROWADZIŁEM, TY NIEWDZIĘCZNA-
Rozległ się huk, a siwowłosy osunął się po ścianie, uderzywszy w nią wcześniej z rozpędem. Roztrzęsiona Ćma opadła na podłogę, trzęsąc się ze strachu, a Kakuzu mamrotał starożytne przekleństwa, usiłując przywrócić krążenie w ręku.
- Należało mu się. Plotkował o was jak baba na bazarze. Wstawaj, dziewczyno. - mruknął, chwytając ją pod łokcie i podnosząc do pionu. - Tylko mi tu nie zemdlej. - zastrzegł. Ćma kiwnęła głową, biorąc głęboki oddech.
- Czy on...? - niedokończone zdanie zawisło w powietrzu między nimi. Mężczyzna kucnął, zbierając rozsypane papiery.
- Nieprzytomny. - wyjaśnił krótko, wciskając je ponownie w jej bezwładne dłonie. Dziewczyna stała nieruchomo, wbijając białe źrenice w nieprzytomną twarz Jashinisty.
- Dlaczego? - zapytała cicho. Zielonooki skrzyżował ramiona na piersi z wyjątkowo ponurym wyrazem widocznej połowy twarzy.
- Bo jest wrzodem. Myślałem, że o tym wiesz. - burknął, marszcząc brwi, choć sam nie rozumiał, skąd wzięła się jego nagła zmiana. - Idź już. Zajmę się tym popaprańcem, jak dojdzie do siebie. - dodał po chwili, otwierając drzwi i nieznacznie popychając ją w stronę wyjścia.
- Dziękuję, Kakuzu-san. - powiedziała pozornie spokojnym tonem, jednak nie spojrzała mu w oczy.
- Trzymaj się, dziecko. - mruknął, kiedy go mijała. Drzwi zamknęły się za nią z cichym kliknięciem, a ona sama skierowała się w stronę gabinetu Yahiko, czując jak powoli opada z niej napięcie. Dalej jednak była wyprowadzona z równowagi nagłym atakiem Hidana. Często bywał głupio złośliwy i wulgarny, ale jeszcze nie widziała go przy tym tak spiętego. Nawet kiedy był wściekły, była to wściekłość rozproszona i mętna, promieniująca, przemijająca. Tym razem jednak przypominała skoncentrowany laser, wymierzony wprost w jej serce.
Zapukała do drzwi, ostrożnie przełożywszy dokumenty. Otworzyła jej Konan.
- Ga-chan. - uśmiechnęła się ciepło. - Wejdź proszę. - odsunęła się, wpuszczając jasnowłosą do pomieszczenia. - Yahiko śpi, wypełnianie wczorajszych dokumentów zajęło nieco dłużej niż zakładał. - wyjaśniła, odbierając od Ćmy plik papierów.
- Rozumiem. - powiedziała, nerwowo pocierając przedramiona.
- Wszystko okej? - zaniepokoiła się, widząc przybicie dziewczyny.
- Hidan mnie zdenerwował. - wyjaśniła słabo. Konan spojrzała na nią ze współczuciem.
- Jak tam twoje nowe kimono? - zapytała, chcąc pomóc jej odciągnąć myśli od kłopotliwego tematu. Jasnowłosa spojrzała na swoje ramię, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu, po czym zdjęła szary materiał z cichym szelestem. - Mogę zobaczyć?
- Jasne, proszę. - Ćma podała jej materiał z nieco nieobecnym wyrazem twarzy. Niebieskowłosa przyjrzała się dokładnie i pokiwała głową z uznaniem.
- Bardzo ładne. To jedwab?
- Tak... Kazałam zrobić je na wzór tego. - wskazała na swój ubiór.
- Nie myślałaś o czymś nowym? - zasugerowała ostrożnie starsza kunoichi. Ga uśmiechnęła się nieznacznie.
- To moja mała słabość... Nie jest specjalnie ładne ani praktyczne, ale to była jedyna rzecz, która naprawdę należała do mnie. Wiesz, kiedy jeszcze byłam w Kiri. - odebrała tunikę, składając ją starannie i wieszając z powrotem na ramieniu.
- To trochę smunte, nie mieć nic własnego... Skąd w takim razie to kimono? - zamyśliła się Konan. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
- Zostałam znaleziona w nim jako dziecko. - odparła. - Wtedy było na mnie za duże. Od tego czasu musiałam poszerzyć je kilka razy. - wydała z siebie śmiechopodobne westchnienie. Niebieskowłosa przyjrzała jej się uważniej. Rzeczywiście, dla kilkuletniego dziecka było to pełnowymiarowe kimono. Teraz jednak ledwo sięgało dziewczynie do kolan i łokci.
- To godne podziwu. Nosić jedno ubranie przez całe życie... - uśmiechnęła się. - Umiesz dbać o swoje rzeczy, Ga-chan. - puściła jej oczko. Dziewczyna odkaszlnęła, odwracając wzrok aby ukryć zażenowanie.
- T-aaak... Ch-chyba pójdę już... Muszę się spakować na misję. - wykręciła się.
- Powodzenia! - krzyknęła za nią, zanim drzwi zamknęły się za wychodzącą pospiesznie Ćmą.
Sasori chodził niespokojnie po warsztacie, co chwila przekładając jakieś narzędzie albo fragment mechanizmu. Marionetki stały pomiędzy stosami zwojów, tworząc znajomo upiorną mozaikę cieni. Minęło wiele miesięcy, odkąd ostatnio miał okazję realnie oczekiwać wizyty swojej przybranej siostry i nie mógł zagłuszyć obawy, że to nie będzie już to samo. Aż podskoczył, kiedy z ponurych rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi.
- Nii-san, wchodzę. - zapowiedziała Ga, po chwili ukazując się w drzwiach. Sasori uśmiechnął się z roztargnieniem, w myślach besztając się za głupotę. Oczywiście, że Ćma się zmieniła. Wszyscy się zmienili. Ale dalej była jego małą siostrą, którą kiedyś uczył używać śrubokrętu.
- Dobrze cię widzieć, imoto. - powitał ją. - Zaczynamy? - zapytał, wskazując szerokim gestem warsztat, na którym zawczasu przygotował już wszystkie potrzebne materiały. Jasnowłosa pokiwała głową z uśmiechem i zamknęła za sobą drzwi.
Znów rozmawiali o wszystkim i o niczym, szybko tracąc poczucie czasu. Dziewczyna z zapałem opowiadała Sasoriemu o nowej książce, którą czytała, podczas gdy marionetka powoli nabierała kształtów. Stracili zupełnie poczucie czasu, skacząc miarowo z tematu na temat, aż zaczęło robić się późno.
- Jesteś pewna, że nie był pijany? - dopytywał się sceptycznie marionetkarz, kiedy Ćma opowiedziała mu o dziwnym zachowaniu Hidana wcześniej tego dnia.
- Stał całkiem blisko i nie czułam od niego sake ani nic... - zaprotestowała ze zmarszczonymi brwiami, oliwiąc jeden z łokci. - Ale jak tak o tym myślę, to mógł mieć gorączkę.
- Gorączkę? - zdziwił się czerwonowłosy. - Myślisz, że to możliwe dla nieśmiertelnego dryblasa?
- Nie wiem. - wzruszyła jednym ramieniem. Niewielkie dłuto spadło z blatu. - Oczy mu się tak dziwnie świeciły... - wyjaśniła, schylając się po niego. Akurat kiedy się podnosiła, podłoga zadrżała nieznacznie i na jej głowę spadła śrubka. - ...auć.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się Sasori, okrążając warsztat.
- Nic mi nie jest... ktoś trzasnął drzwiami i śrubka spadła. - odparła pogodnie dziewczyna, zbywając zdarzenie machnięciem ręki. Jednak kolejny wstrząs, tym razem na tyle silny, aby targnąć całym stołem, podał jej osąd w wątpliwość.
- Obawiam się... - zaczął powoli artysta, rozglądając się uważnie. - ...że to nie zwykłe trzaskanie.
Jakby na potwierdzenie jego słów, kolejna fala wstrząsów ścięła ich z nóg, sypiąc okruchy skał ze sklepienia jaskini. Ga poczuła paniczny ucisk w żołądku.
- Muszę znaleźć Itachiego. - podniosła się, gdy tylko wstrządy ustały. Marionetkarz spojrzał na nią z niezadowoleniem.
- Oszalałaś? To dorosły chłopak, poradzi sobie. Trzeba spotkać się z Liderem, on będzie wiedział, co robić...
- To ty do niego idź. - odparła chłodno. - Itachi poszedł wcześniej spać, a sen ma mocny. Nie wybaczę sobie, jeśli coś go przygniecie.
Sasori zacisnął usta, ale wiedział, że nie da rady jej powstrzymać. Nie wtedy, kiedy patrzyła na niego swoimi wielkimi oczyma, wciąż niewinnymi mimo tylu lat niewdzięcznych zleceń w wiosce i pełnymi nieugiętej determinacji.
- Niech ci będzie, Imoto. - westchnął z irytacją, wstając i otrzepując szatę z wiórów. - Ale macie być oboje w salonie za piętn... dziesięć minut! Rozumiesz?! - jasnowłosa skinęła krótko głową i ruszyła w stronę drzwi. - I NIE KAŻ MI CZEKAĆ!
Ćma przemykała korytarzem w stronę sypialni swojego partnera, potykając się o znaczne pęknięcia w podłodze, poszerzające się z każdą chwilą. Głuchy trzask spadających skał ostrzegł dziewczynę przed kolejną falą wstrząsów, jednak nie przygotowało ją na to, co przyniosły. Strop korytarza zawalił się w miejscu, gdzie stała, o mało jej nie przygniatając, a kiedy jej dym ponownie uformował sylwetkę dziewczyny, usłyszała przeciągły syk i ogłuszający chrzęst monstrualnych łusek na pokruszonych skałach. Oniemiała Ga podniosła głowę, jednak nie zdążyła przyjrzeć się bliżej gigantycznej kreaturze, gdyż ta szarpnęła się i ruszyła do ataku...
...wprost na odsłoniętą kunoichi. Niezdolna się poruszyć ani nawet krzyknąć, patrzyła jak zahipnotyzowana na zbliżającą się w zawrotnym tempie gadzią paszczę pełną kłów. Zdawało się, że czas stanął w miejscu.
Nagle jednak przed jej oczami przemknął cień, a przez piekielny zgrzyt przebił się głęboki bas.
- Suiton: Bakusui Shōha! - ogromny wodny pocisk w kształcie rekina ugodził potwora w pysk. Wąż syknął przeciągle, ale cofnął się i ruszył w inną stronę. Dziewczyna zamrugała oczami i zwróciła się w stronę swojego wybawcy.
- Kisame-san... - powiedziała jakby sennie. Wysoki mężczyzna chwycił ją za ramiona i odciągnął z gruzowiska.
- Ga-chan, widziałaś Itachiego? - uprzejme pytanie wyrwało ją z genjutsu-podobnego transu. Itachi... Musiała znaleźć Itachiego!
- Itachi... - powtórzyła. - Szłam do niego, kiedy to... Co to było w ogóle? - zapytała, odzyskując jasność umysłu. Kisame zachmurzył się.
- Orochimaru. - odpowiedział grobowym tonem, prostując się. - Znajdź tego śpiocha i poszukajcie bezpiecznej kryjówki.
- Ale..
- Żadnych ale, Pięknooka. - Przerwał jej błękitnoskóry, po czym oddalił się w przeciwnym kierunku, sięgając po wiercącego się lekko na jego plecach Samehadę. Jasnowłosa odetchnęła głęboko i pobiegła w stronę pokoju Uchihy. Niemalże wpadła na drzwi, szarpiąc klamkę.
- Itach... iii~! - imię przemieniło się w krzyk, kiedy dziewczynie w końcu udało się dostać do pomieszczenia.
Pokój był w ruinch.
Zawalone sklepienie i większa część dwóch ścian pokryły całą podłogę oraz meble kurzem i odłamkami skał. Roztrzaskane biurko leżało w kawałkach w przeciwległym kącie pomieszczenia, a połamane części łóżka walały się po całej podłodze. Szafa była przewrócona, a w jej cieniu leżał czarnowłosy z rozchylonymi ustami czarnymi od krwi. Z bladej piersi wystawał drewniany odłamek. Ćma dopadła do niego w mngieniu oka, zostawiając za sobą szlak dymu.
- Itachi, Itachi otwórz oczy, spójrz na mnie, proszę....! - szeptała gorączkowo, ujmując jego twarz w dłonie i ocierając krew z jego ust. Po kilku chwilach, które ciągnęły się jak stulecia, jego powieki drgnęły, ukazując zmatowiałe oczy.
- Ga-chan... - wycharczał. - Jestem trochę zmęczony, chciałbym... - resztę jego słów zagłuszył zgrzyt, który dziewczyna zdążyła poznać już zbyt dobrze. Przerzuciła sobie jego ramię przez szyję i podciągnęła go do pionu, ignorując stęknięcie bólu.
- Musimy zejść z widoku. - powiedziała, zbliżając usta do ucha Itachiego, którego nagły ból zdążył przywrócić do pełni władz umysłowych.
- Ga-chan, co się dzieje? - zapytał przytomnie, stając w miarę prosto na usianej ostrymi odłamkami podłodze.
- Orochimaru... Orochimaru coś zrobił i teraz kręci się tutaj gigantyczny wąż... - odpowiedziała, z szalejącym ze strachu i ulgi sercem obijającym się szaleńczo o żebra. Mężczyzna zachwiał się i jęknął cicho z bólu, jak sprawiał mu odłamek tkwiący między jego własnymi żebrami.
- Wiedziałem, że nie należy mu ufać... - mruknął, usiłując powstrzymać falę krwi wzbierającą mu w gardle. Jasnowłosa czuła coraz większe mdłości w miarę jak chrzęst zbliżał się w ich stronę z kierunku, w którym kiedyś znajował się gabinet Yahiko. Z daleka widziała już sinofioletowy kolor suchych, twardych łusek gada, a jej umysł zalewały czarne myśli. Czy wszyscy w porę poczuli wstrząsy i wydostali się? Czy ktoś został w kryjówce, tak jak Itachi, i leżał ranny lub martwy pośród gruzowiska? Ilu twarzy już nie zobaczy, jeśli nie uda im się dotrzeć na miejsce zbiórki w wyznaczonym czasie?
Ga potknęła się na wyrwie w nierównej podłodze i upadła, a wraz z nią ranny Uchiha. Nagły ruch musiał zwrócić uwagę potwora, ponieważ gdy dziewczyna odwróciła się, gadzisko patrzyło wprost na nich, sycząc z widoczną w lśniących ślepiach chciwością. Przerażona jasnowłosa zaczęła czołgać się w stronę drzwi, ciągnąc ze sobą bladego mężczyznę. Jednak kiedy wyjście było już w zasięgu jej ręki, gigantyczny ogon spadł na nią, niemalże miażdżąc jej kości. Po raz kolejny tego dnia jej kontury rozmyły się we wstędze mlecznego pyłu, aby po chwili uformować się na nowo w innym miejscu. Cały strach, który wcześniej ją paraliżował i nie pozwalał na kontratak, zaczął wrzeć, przemieniając się w gniew.
- Jak śmiesz... - wycedziła przez zaciśnięte zęby, jednak gdy znów uniosła pociemniałe z wściekłości oczy, cała jej odwaga uleciała, pozostawiając bezsilność. Musieli stąd jak najszybciej uciec! Dziewczyna czuła, że nie może już pozwolić sobie na nonszalanckie unikanie ataków stwora. Jej dzienny limit nietykalności wyczerpał się w ciągu kilku minut, a nieostrożna próba nadużycia go była nie tyle ryzykowna, co śmiertelnie niebezpieczna.
Ponure rozważania Ćmy przerwał ogłuszający chrzęts łusek, zwiastujący kolejny atak węża. Pod jasnowłosą ugięły się kolana, a sekundę później była już u boku Itachiego, który ze ściągniętymi z bólu brwiami starał się złożyć pieczęcie. Dosłownie chwilę wcześniej udało mu się w końcu stanąć na nogi, ignorując przebity odłamkiem drewna bok.
- Odsuń się. - poradził jej, nie zdejmując zmąconych wycieńczeniem oczu z potwora. Złożył ostatnią pieczęć pierwszego jutsu, jakie przyszło mu na myśl - techniki wielkiej ognistej kuli - i nabrał powietrza. Uszkodzony bok jednak okazał się silniejszy. W połowie oddechu jego oczy gwałtownie się rozszerzyły, a on sam zaczął krztusić się własną zdradliwą krwią.
- Itachi! - rozpaczliwy okrzyk Kemuri no Ga odbił się echem od skruszonych wężowym cielskiem skał, jednak w odpowiedzi odezwał się tylko szybko narastający szum. Naraz otoczyła ich biała chmura.
- Co wy tu jeszcze robicie? - zwykle spokojny głos Konan podszyty był mieszaniną zdenerwowania i ulgi. Otaczająca ich chmura okazała się chmarą papierowych motyli, z których garść utworzyła na ułamek sekundy sylwetkę roztrzęsionej kobiety. - Wiejcie stąd, kupię wam trochę czasu. - malująca się na jej twarzy obawa przeczyła wyraźnie hardości jej słów, jednak zanim którekolwiek z nich zdążyło zaprzeczyć, sylwetka niebieskowłosej wmieszała się w rój papierowych skrzydełek, które następnie z głośnym szumem pomknęły w stronę szykującego się do ataku stwora.
- Chodźmy! - otrząsnęła się szybko dziewczyna, chwytając umazanego krwią Uchihę za ramię. Nie zdążyli przebyć kilkudziesięciu metrów, kiedy powietrze przeciął krótki krzyk.
- Konan!
- Nie obracaj się. - Itachi objął Ćmę ramieniem, ciągnąc ją w stronę wyjścia. Jasnowłosa jednak wyrwała mu się, stając w opadających powoli jak suchy śnieg strzępach papieru.
- Konan.... chan...? - szepnęła pobladłymi ustami. Tworząca się z wirujących w chłodnym powietrzu papierków sylwetka starszej kunoichi nie ruszała się.
- Ga-chan, chodź! - naglący głos mężczyzny i głośny, jakby triumfalny syk gadziny wydawał się nie docierać do zapatrzonej w nieruchome ciało towarzyszki jasnowłosej. Wiedziała, z jak wielkim ryzykiem wiązało się życie shinobich, nie mówiąc już o pozbawionych ochrony wioski nukeninach. Jednak świadomość, że to Konan miałaby stracić życie na jej oczach, poruszyła w dziewczynie nieznaną jej dotąd strunę. W jej umyśle z nagła pojawiła się myśl tak wyraźna i oczywista, jakby tkwiła w jej głowie od zawsze.
- Dziękuję ci. Wiem już, co muszę zrobić. - powiedziała, odwracając się do stojącego kilka kroków za nią Uchihy. Coś w jej spojrzeniu lub też wyrazie twarzy musiało wydać mu się przerażająco znajome, ponieważ jego oczy rozszerzyły się ze strachu.
- Nie... Proszę, nie...!
- Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, Itachi. - powiedziała cicho. - I wybacz mi...
- NIE! - mężczyzna ruszył do przodu, aby złapać bladą dziewczynę za ramię, jednak jego palce chwyciły jedynie zwój wciąż nagrzanego od jej ciała bandaża. Itachi zamarł, patrząc z niedowierzaniem na powoli ginącą w dymie sylwetkę ukochanej.
- Wybacz mi, Itachi... - powtórzyła po raz ostatni, a po zapadłym policzku spłynęła pojedyńcza łza, zanim jej twarz rozpłynęła się na dobre. Ciemnowłosy mężczyzna upadł na kolana, ściskając w pięści zmięty bandaż i patrząc bezsilnie, jak gęstsza niż zazwyczaj wstęga dymu mknie w stronę gada. Chmura czarnego dymu spowiła głowę węża, wnikając do jego wnętrzności z każdą sekundą. W końcu ciemny obłok znikł w trzewiach potwora, który padł na ziemię wijąc się w konwulsjach.
Kiedy gad prężył okryte sinymi łuskami ciało, wpatrzonemu w przestrzeń Itachiemu wydało się, że dostrzega w powietrzu jakiś ledwie widoczny zarys znajomej figury. Z niedowierzaniem patrzył na boleśnie znajomą twarz unoszącą się w powietrzu. Jej usta poruszały się, jak gdyby próbowała mu coś powiedzieć, jednak wszystkie inne dźwięki zagłuszało łomotanie wielkiego cielska.
Z każdym kolejnym skrętem ciała potwora, na półprzejrzystej twarzy pojawiał się grymas narastającego bólu, który utrudniał oszołomionemu mężczyźnie wszelkie próby czytania z jej ust. Wydawało mu się, że wyłapał jedno słowo, "aishiteru", zanim twarz zjawy rozciągnęła się w krzyku a sylwetka, która należała do Kemuri no Ga, rozpłynęła się w powietrzu wraz z ostatnim, zamierającym syknięciem potwornego węża.
- Imoto! IMOTO! - ze zrujnowanego korytarza wybiegła zdyszana postać Sasoriego, a ciemnowłosy osunął się na ziemię, wciąż ściskając w dłoni szorstki materiał bandaża.
W ciszy, jaka po tym zapadła, można było usłyszeć nawet trzask złamanego serca.
=======
GOMEN!
Niestety rozdział dokończyłam dosłownie przedwczoraj, choć miałam to zrobić przed końcem listopada: niestety, wena nie wybiera. Poza tym moje życie zaczęła pochłaniać nowa praca i problemy osobiste, na czym z kolei ucierpiała moja motywacja.
Na szczęście jednak udało mi się ją niedawno odzyskać i myślę, że jest spora szansa na zakończenie tego opowiadania jeszcze przed Wielkanocą (optymizm).
Co do samego rozdziału.... nie macie nawet pojęcia jak bardzo się z nim męczyłam i jak bardzo go nienawidzę. Choć pewnie niektórzy z Was nienawidzą go nawet bardziej niż ja, bo zwyczajnie się nie spodziewało takiego obrotu sprawy XD
Wbrew pozorom czekają Was jeszcze 2 rozdziały, z czego 21 zaczęłam już pisać. A potem jeszcze zbiór ciekawostek, bo czemu nie. I rozważałam świąteczny specjal jak już niektórzy wiedzą, ale zamiast wigilijnego pewnie w efekcie będzie wielkanocny XD
(Art obok nie jest mój, wzięłam go z dA i przerobiłam tylko oczy. Tak żeby nie było)
- Nii-san! - zawołała z przyganą w cienkim głosie. - Widziałeś moje kimono? - zapytała, podejrzliwie spoglądając na jego niewielki uśmieszek.
- Owszem. Dalej je widzę. - zanim zdążyła na dobre się rozzłościć, wskazał palcem na jej lewy bark. Ga bezwiednie podążyła wzrokiem za jego palcem, aby dostrzec to, czego szukała od dobrych kilkunastu minut na własnym ramieniu.
- Och... - mruknęła, uśmiechając się z zakłopotaniem swoim zwykłym prawie-uśmiechem. - Zapędziłam się. Dziękuję, Sasori-nii.
- Nie ma za co. - odpowiedział czerwonowłosy odruchowo, krzyżując ramiona na piersi. - Skąd ten nagły pośpiech, Imoto? - zapytał z łagodną dociekliwością. Rzadko można było zobaczyć zwykle opanowaną Kemuri no Ga tak niespokojną. Jasnowłosa zmarszczyła brwi.
- Idę na misję z Kisame i Itachim. Nie mówiłam ci? - wyjaśniła ze zdziwieniem. Sasori pokręcił głową.
- Niewiele mi mówisz ostatnimi czasy. - zauważył, patrząc na nią badawczo. Dziewczyna uciekła wzrokiem w bok. - Wiesz, naprawiam właśnie wyjątkowo kłopotliwą marionetkę i przydałaby mi się pomoc. - powiedział ugodowo po chwili milczenia. Drobna dziewczyna podniosła na niego zaciekawione oczy.
- Zbiorę wszystko i wieczorem przyjdę ci pomóc. - obiecała ochoczo. To prawda, ostatnio nie spędzała zbyt dużo czasu ze swoim przyszywanym bratem i ubolewała nad tym zawsze, kiedy czuła na sobie jego spojrzenie. Lalkarz westchnął z ulgą.
- Będzie mi miło. - zapewnił z nietypową dla siebie emocjonalnością. "Chyba mi sie zmiękło na starość" pomyślał z gorzkim rozbawieniem, patrząc jak dziewczyna znika w korytarzu.
Zapobiegawczo trzymając wąską dłoń na dodatkowym kimonie, Ćma przemierzała pośpiesznie korytarz w poszukiwaniu pokoju Kakuzu. Była już u niego kilka razy przed awansem, kiedy Konan posyłała ją w sprawie raportów finansowych, oraz raz czy dwa po - w celu zameldowania strat po misjach lub z prywatną prośbą. Tak jak teraz, kiedy ściskała w bladej ręce miękki materiał tuniki. Ostrożnie zapukała do ciemnych drzwi.
Kakuzu, który akurat skończył porządkować biurko po codziennych rachunkach podniósł zmęczony wzrok. Pukanie oznaczało, że osoba za drzwiami na pewno nie była Hidanem. Nie widząc przeciwwskazań dla rozmowy z intruzem, mężczyzna odchrząknął.
- Wejdź. - rzucił. Ciężkie wrota uchyliły się i w wąskiej szparze ukazała się rumiana twarz Ga. Ogorzały mężczyzna wyprostował się, gestem wskazując dziewczynie pusty taboret obok siebie. Z wdzięcznym westchnieniem jasnowłosa usadziła się na taborecie, posyłając nukeninowi zmęczony uśmiech.
- Kakuzu-san, wybacz że przychodzę bez zapowiedzi... - Kakuzu machnął ręką niecierpliwie.
- Nie przepraszaj. Hidan nawet nie puka. - mruknął. - Mów, co cię sprowadza, dziewczyno. - zażądał, patrząc na nią łagodnie. Miał lekką słabość do drobnej kobietki, choć rzadko zdarzało mu się to okazać publicznie. Prywatnie jednak nigdy nie odmówił jej żadnej przysługi.
- Moje kimono... - zaczęła, zdejmując je z ramienia i usiłując rozłożyć równo na kolanach. Zielonooki ostrożnie wyjął cienki materiał z jej rąk i obejrzał go fachowym wzrokiem. - Igła mi się złamała. - wyznała kwaśno jasnowłosa.
- Hm. - przesunął palcem wzdłuż zaczętego szwu, a dosłownie kilka chwil później nie było już śladu po rozdarciu. - Nie wiem o czym mówisz. To całkiem używalne ubranie. - burknął. Wcisnął je z powrotem w jej dłonie, nie patrząc Ćmie w oczy. - Uciekaj już. Weź ze sobą raporty do lidera, chciał je mieć. - wyjaśnił niezgrabnie, przesuwając je w stronę uśmiechniętej porozumiewawczo Ga.
- Oczywiście. Przepraszam za najście, Kakuzu-san. - odpowiedziała potulnie, przerzucając tunikę przez ramię i chwytając papiery. Zanim jednak zdążyła obrócić się w stronę drzwi, te otworzyły się z hukiem.
- EJ 'KUZU, NI CHUJA NIE ZGADNIESZ CO... Oh. Siemasz, cukiereczu. - zmieszał się nieco fioletowooki, widząc nieme przerażenie na twarzy dziewczyny, wywołane jego nagłym wejściem. Kakuzu spojrzał na Jashinistę z wyrzutem ponad ramieniem "cukiereczka".
- Ahem... Pójdę już. - odchrząknęła Ćma, jednak drogę zagrodziło jej gwałtownie wyprostowane ramię Hidana. Spojrzała na niego zdziwiona. Mężczyzna patrzył w podłogę, jednak jego wargi zaczęły powoli rozchylać się w szerokim uśmiechu.
- Skąd ten pośpiech? Stres źle wpływa na zdrowie, wiesz... - powiedział przymilnie, choć sam wydawał się jednym wielkim kłębkiem nerwów, kładąc drżącą dłoń na jej ramieniu. - Chodź, pogdamy trochę...
- Hidan, zostaw dziewczynę. - burknął Kakuzu, czując ostrzegające świerzbienie karku. Hidan owszem, był świrem, ale to jak się zachowywał w tej chwili nawet jak na niego nie było normalne.
- Zamknij mordę Kakuzu. - warknął jak głodny pies, rzucając mu obłąkańcze spojrzenie. Pokryty szwami mężczyzna usłuchał głównie ze zdziwienia.
- Hidan. - powiedziała Ga stanowczo, przymykając oczy. - Puść mnie. Nie mam czasu na pogaduszki... - zamilkła, krzywiąc usta. Serce podeszło jej do gardła. Mężczyzna wbijał jej palce w ramię.
- Jasne. Ty przecież nigdy nie masz czasu dla mnie. Odliczasz tylko czas między zwarciami ze sprytnym panem Uchihą, co Kemuri? - zaśmiał się piskliwie.
- Hidan, przestań! To boli! - już wcześniej wysoki głos jasnowłosej przeszedł niemal w pisk.
- Po co? Żebyś znowu mnie unikała?! - szarpnął ją za ramię, obracając przodem do siebie i nachylając się nad nią. Dokumenty dla lidera z panicznym szelestem rozsypały się po podłodze. - JA CIĘ TU SPROWADZIŁEM, TY NIEWDZIĘCZNA-
Rozległ się huk, a siwowłosy osunął się po ścianie, uderzywszy w nią wcześniej z rozpędem. Roztrzęsiona Ćma opadła na podłogę, trzęsąc się ze strachu, a Kakuzu mamrotał starożytne przekleństwa, usiłując przywrócić krążenie w ręku.
- Należało mu się. Plotkował o was jak baba na bazarze. Wstawaj, dziewczyno. - mruknął, chwytając ją pod łokcie i podnosząc do pionu. - Tylko mi tu nie zemdlej. - zastrzegł. Ćma kiwnęła głową, biorąc głęboki oddech.
- Czy on...? - niedokończone zdanie zawisło w powietrzu między nimi. Mężczyzna kucnął, zbierając rozsypane papiery.
- Nieprzytomny. - wyjaśnił krótko, wciskając je ponownie w jej bezwładne dłonie. Dziewczyna stała nieruchomo, wbijając białe źrenice w nieprzytomną twarz Jashinisty.
- Dlaczego? - zapytała cicho. Zielonooki skrzyżował ramiona na piersi z wyjątkowo ponurym wyrazem widocznej połowy twarzy.
- Bo jest wrzodem. Myślałem, że o tym wiesz. - burknął, marszcząc brwi, choć sam nie rozumiał, skąd wzięła się jego nagła zmiana. - Idź już. Zajmę się tym popaprańcem, jak dojdzie do siebie. - dodał po chwili, otwierając drzwi i nieznacznie popychając ją w stronę wyjścia.
- Dziękuję, Kakuzu-san. - powiedziała pozornie spokojnym tonem, jednak nie spojrzała mu w oczy.
- Trzymaj się, dziecko. - mruknął, kiedy go mijała. Drzwi zamknęły się za nią z cichym kliknięciem, a ona sama skierowała się w stronę gabinetu Yahiko, czując jak powoli opada z niej napięcie. Dalej jednak była wyprowadzona z równowagi nagłym atakiem Hidana. Często bywał głupio złośliwy i wulgarny, ale jeszcze nie widziała go przy tym tak spiętego. Nawet kiedy był wściekły, była to wściekłość rozproszona i mętna, promieniująca, przemijająca. Tym razem jednak przypominała skoncentrowany laser, wymierzony wprost w jej serce.
Zapukała do drzwi, ostrożnie przełożywszy dokumenty. Otworzyła jej Konan.
- Ga-chan. - uśmiechnęła się ciepło. - Wejdź proszę. - odsunęła się, wpuszczając jasnowłosą do pomieszczenia. - Yahiko śpi, wypełnianie wczorajszych dokumentów zajęło nieco dłużej niż zakładał. - wyjaśniła, odbierając od Ćmy plik papierów.
- Rozumiem. - powiedziała, nerwowo pocierając przedramiona.
- Wszystko okej? - zaniepokoiła się, widząc przybicie dziewczyny.
- Hidan mnie zdenerwował. - wyjaśniła słabo. Konan spojrzała na nią ze współczuciem.
- Jak tam twoje nowe kimono? - zapytała, chcąc pomóc jej odciągnąć myśli od kłopotliwego tematu. Jasnowłosa spojrzała na swoje ramię, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu, po czym zdjęła szary materiał z cichym szelestem. - Mogę zobaczyć?
- Jasne, proszę. - Ćma podała jej materiał z nieco nieobecnym wyrazem twarzy. Niebieskowłosa przyjrzała się dokładnie i pokiwała głową z uznaniem.
- Bardzo ładne. To jedwab?
- Tak... Kazałam zrobić je na wzór tego. - wskazała na swój ubiór.
- Nie myślałaś o czymś nowym? - zasugerowała ostrożnie starsza kunoichi. Ga uśmiechnęła się nieznacznie.
- To moja mała słabość... Nie jest specjalnie ładne ani praktyczne, ale to była jedyna rzecz, która naprawdę należała do mnie. Wiesz, kiedy jeszcze byłam w Kiri. - odebrała tunikę, składając ją starannie i wieszając z powrotem na ramieniu.
- To trochę smunte, nie mieć nic własnego... Skąd w takim razie to kimono? - zamyśliła się Konan. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
- Zostałam znaleziona w nim jako dziecko. - odparła. - Wtedy było na mnie za duże. Od tego czasu musiałam poszerzyć je kilka razy. - wydała z siebie śmiechopodobne westchnienie. Niebieskowłosa przyjrzała jej się uważniej. Rzeczywiście, dla kilkuletniego dziecka było to pełnowymiarowe kimono. Teraz jednak ledwo sięgało dziewczynie do kolan i łokci.
- To godne podziwu. Nosić jedno ubranie przez całe życie... - uśmiechnęła się. - Umiesz dbać o swoje rzeczy, Ga-chan. - puściła jej oczko. Dziewczyna odkaszlnęła, odwracając wzrok aby ukryć zażenowanie.
- T-aaak... Ch-chyba pójdę już... Muszę się spakować na misję. - wykręciła się.
- Powodzenia! - krzyknęła za nią, zanim drzwi zamknęły się za wychodzącą pospiesznie Ćmą.
Sasori chodził niespokojnie po warsztacie, co chwila przekładając jakieś narzędzie albo fragment mechanizmu. Marionetki stały pomiędzy stosami zwojów, tworząc znajomo upiorną mozaikę cieni. Minęło wiele miesięcy, odkąd ostatnio miał okazję realnie oczekiwać wizyty swojej przybranej siostry i nie mógł zagłuszyć obawy, że to nie będzie już to samo. Aż podskoczył, kiedy z ponurych rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi.
- Nii-san, wchodzę. - zapowiedziała Ga, po chwili ukazując się w drzwiach. Sasori uśmiechnął się z roztargnieniem, w myślach besztając się za głupotę. Oczywiście, że Ćma się zmieniła. Wszyscy się zmienili. Ale dalej była jego małą siostrą, którą kiedyś uczył używać śrubokrętu.
- Dobrze cię widzieć, imoto. - powitał ją. - Zaczynamy? - zapytał, wskazując szerokim gestem warsztat, na którym zawczasu przygotował już wszystkie potrzebne materiały. Jasnowłosa pokiwała głową z uśmiechem i zamknęła za sobą drzwi.
Znów rozmawiali o wszystkim i o niczym, szybko tracąc poczucie czasu. Dziewczyna z zapałem opowiadała Sasoriemu o nowej książce, którą czytała, podczas gdy marionetka powoli nabierała kształtów. Stracili zupełnie poczucie czasu, skacząc miarowo z tematu na temat, aż zaczęło robić się późno.
- Jesteś pewna, że nie był pijany? - dopytywał się sceptycznie marionetkarz, kiedy Ćma opowiedziała mu o dziwnym zachowaniu Hidana wcześniej tego dnia.
- Stał całkiem blisko i nie czułam od niego sake ani nic... - zaprotestowała ze zmarszczonymi brwiami, oliwiąc jeden z łokci. - Ale jak tak o tym myślę, to mógł mieć gorączkę.
- Gorączkę? - zdziwił się czerwonowłosy. - Myślisz, że to możliwe dla nieśmiertelnego dryblasa?
- Nie wiem. - wzruszyła jednym ramieniem. Niewielkie dłuto spadło z blatu. - Oczy mu się tak dziwnie świeciły... - wyjaśniła, schylając się po niego. Akurat kiedy się podnosiła, podłoga zadrżała nieznacznie i na jej głowę spadła śrubka. - ...auć.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się Sasori, okrążając warsztat.
- Nic mi nie jest... ktoś trzasnął drzwiami i śrubka spadła. - odparła pogodnie dziewczyna, zbywając zdarzenie machnięciem ręki. Jednak kolejny wstrząs, tym razem na tyle silny, aby targnąć całym stołem, podał jej osąd w wątpliwość.
- Obawiam się... - zaczął powoli artysta, rozglądając się uważnie. - ...że to nie zwykłe trzaskanie.
Jakby na potwierdzenie jego słów, kolejna fala wstrząsów ścięła ich z nóg, sypiąc okruchy skał ze sklepienia jaskini. Ga poczuła paniczny ucisk w żołądku.
- Muszę znaleźć Itachiego. - podniosła się, gdy tylko wstrządy ustały. Marionetkarz spojrzał na nią z niezadowoleniem.
- Oszalałaś? To dorosły chłopak, poradzi sobie. Trzeba spotkać się z Liderem, on będzie wiedział, co robić...
- To ty do niego idź. - odparła chłodno. - Itachi poszedł wcześniej spać, a sen ma mocny. Nie wybaczę sobie, jeśli coś go przygniecie.
Sasori zacisnął usta, ale wiedział, że nie da rady jej powstrzymać. Nie wtedy, kiedy patrzyła na niego swoimi wielkimi oczyma, wciąż niewinnymi mimo tylu lat niewdzięcznych zleceń w wiosce i pełnymi nieugiętej determinacji.
- Niech ci będzie, Imoto. - westchnął z irytacją, wstając i otrzepując szatę z wiórów. - Ale macie być oboje w salonie za piętn... dziesięć minut! Rozumiesz?! - jasnowłosa skinęła krótko głową i ruszyła w stronę drzwi. - I NIE KAŻ MI CZEKAĆ!
Ćma przemykała korytarzem w stronę sypialni swojego partnera, potykając się o znaczne pęknięcia w podłodze, poszerzające się z każdą chwilą. Głuchy trzask spadających skał ostrzegł dziewczynę przed kolejną falą wstrząsów, jednak nie przygotowało ją na to, co przyniosły. Strop korytarza zawalił się w miejscu, gdzie stała, o mało jej nie przygniatając, a kiedy jej dym ponownie uformował sylwetkę dziewczyny, usłyszała przeciągły syk i ogłuszający chrzęst monstrualnych łusek na pokruszonych skałach. Oniemiała Ga podniosła głowę, jednak nie zdążyła przyjrzeć się bliżej gigantycznej kreaturze, gdyż ta szarpnęła się i ruszyła do ataku...
...wprost na odsłoniętą kunoichi. Niezdolna się poruszyć ani nawet krzyknąć, patrzyła jak zahipnotyzowana na zbliżającą się w zawrotnym tempie gadzią paszczę pełną kłów. Zdawało się, że czas stanął w miejscu.
Nagle jednak przed jej oczami przemknął cień, a przez piekielny zgrzyt przebił się głęboki bas.
- Suiton: Bakusui Shōha! - ogromny wodny pocisk w kształcie rekina ugodził potwora w pysk. Wąż syknął przeciągle, ale cofnął się i ruszył w inną stronę. Dziewczyna zamrugała oczami i zwróciła się w stronę swojego wybawcy.
- Kisame-san... - powiedziała jakby sennie. Wysoki mężczyzna chwycił ją za ramiona i odciągnął z gruzowiska.
- Ga-chan, widziałaś Itachiego? - uprzejme pytanie wyrwało ją z genjutsu-podobnego transu. Itachi... Musiała znaleźć Itachiego!
- Itachi... - powtórzyła. - Szłam do niego, kiedy to... Co to było w ogóle? - zapytała, odzyskując jasność umysłu. Kisame zachmurzył się.
- Orochimaru. - odpowiedział grobowym tonem, prostując się. - Znajdź tego śpiocha i poszukajcie bezpiecznej kryjówki.
- Ale..
- Żadnych ale, Pięknooka. - Przerwał jej błękitnoskóry, po czym oddalił się w przeciwnym kierunku, sięgając po wiercącego się lekko na jego plecach Samehadę. Jasnowłosa odetchnęła głęboko i pobiegła w stronę pokoju Uchihy. Niemalże wpadła na drzwi, szarpiąc klamkę.
- Itach... iii~! - imię przemieniło się w krzyk, kiedy dziewczynie w końcu udało się dostać do pomieszczenia.
Pokój był w ruinch.
Zawalone sklepienie i większa część dwóch ścian pokryły całą podłogę oraz meble kurzem i odłamkami skał. Roztrzaskane biurko leżało w kawałkach w przeciwległym kącie pomieszczenia, a połamane części łóżka walały się po całej podłodze. Szafa była przewrócona, a w jej cieniu leżał czarnowłosy z rozchylonymi ustami czarnymi od krwi. Z bladej piersi wystawał drewniany odłamek. Ćma dopadła do niego w mngieniu oka, zostawiając za sobą szlak dymu.
- Itachi, Itachi otwórz oczy, spójrz na mnie, proszę....! - szeptała gorączkowo, ujmując jego twarz w dłonie i ocierając krew z jego ust. Po kilku chwilach, które ciągnęły się jak stulecia, jego powieki drgnęły, ukazując zmatowiałe oczy.
- Ga-chan... - wycharczał. - Jestem trochę zmęczony, chciałbym... - resztę jego słów zagłuszył zgrzyt, który dziewczyna zdążyła poznać już zbyt dobrze. Przerzuciła sobie jego ramię przez szyję i podciągnęła go do pionu, ignorując stęknięcie bólu.
- Musimy zejść z widoku. - powiedziała, zbliżając usta do ucha Itachiego, którego nagły ból zdążył przywrócić do pełni władz umysłowych.
- Ga-chan, co się dzieje? - zapytał przytomnie, stając w miarę prosto na usianej ostrymi odłamkami podłodze.
- Orochimaru... Orochimaru coś zrobił i teraz kręci się tutaj gigantyczny wąż... - odpowiedziała, z szalejącym ze strachu i ulgi sercem obijającym się szaleńczo o żebra. Mężczyzna zachwiał się i jęknął cicho z bólu, jak sprawiał mu odłamek tkwiący między jego własnymi żebrami.
- Wiedziałem, że nie należy mu ufać... - mruknął, usiłując powstrzymać falę krwi wzbierającą mu w gardle. Jasnowłosa czuła coraz większe mdłości w miarę jak chrzęst zbliżał się w ich stronę z kierunku, w którym kiedyś znajował się gabinet Yahiko. Z daleka widziała już sinofioletowy kolor suchych, twardych łusek gada, a jej umysł zalewały czarne myśli. Czy wszyscy w porę poczuli wstrząsy i wydostali się? Czy ktoś został w kryjówce, tak jak Itachi, i leżał ranny lub martwy pośród gruzowiska? Ilu twarzy już nie zobaczy, jeśli nie uda im się dotrzeć na miejsce zbiórki w wyznaczonym czasie?
Ga potknęła się na wyrwie w nierównej podłodze i upadła, a wraz z nią ranny Uchiha. Nagły ruch musiał zwrócić uwagę potwora, ponieważ gdy dziewczyna odwróciła się, gadzisko patrzyło wprost na nich, sycząc z widoczną w lśniących ślepiach chciwością. Przerażona jasnowłosa zaczęła czołgać się w stronę drzwi, ciągnąc ze sobą bladego mężczyznę. Jednak kiedy wyjście było już w zasięgu jej ręki, gigantyczny ogon spadł na nią, niemalże miażdżąc jej kości. Po raz kolejny tego dnia jej kontury rozmyły się we wstędze mlecznego pyłu, aby po chwili uformować się na nowo w innym miejscu. Cały strach, który wcześniej ją paraliżował i nie pozwalał na kontratak, zaczął wrzeć, przemieniając się w gniew.
- Jak śmiesz... - wycedziła przez zaciśnięte zęby, jednak gdy znów uniosła pociemniałe z wściekłości oczy, cała jej odwaga uleciała, pozostawiając bezsilność. Musieli stąd jak najszybciej uciec! Dziewczyna czuła, że nie może już pozwolić sobie na nonszalanckie unikanie ataków stwora. Jej dzienny limit nietykalności wyczerpał się w ciągu kilku minut, a nieostrożna próba nadużycia go była nie tyle ryzykowna, co śmiertelnie niebezpieczna.
Ponure rozważania Ćmy przerwał ogłuszający chrzęts łusek, zwiastujący kolejny atak węża. Pod jasnowłosą ugięły się kolana, a sekundę później była już u boku Itachiego, który ze ściągniętymi z bólu brwiami starał się złożyć pieczęcie. Dosłownie chwilę wcześniej udało mu się w końcu stanąć na nogi, ignorując przebity odłamkiem drewna bok.
- Odsuń się. - poradził jej, nie zdejmując zmąconych wycieńczeniem oczu z potwora. Złożył ostatnią pieczęć pierwszego jutsu, jakie przyszło mu na myśl - techniki wielkiej ognistej kuli - i nabrał powietrza. Uszkodzony bok jednak okazał się silniejszy. W połowie oddechu jego oczy gwałtownie się rozszerzyły, a on sam zaczął krztusić się własną zdradliwą krwią.
- Itachi! - rozpaczliwy okrzyk Kemuri no Ga odbił się echem od skruszonych wężowym cielskiem skał, jednak w odpowiedzi odezwał się tylko szybko narastający szum. Naraz otoczyła ich biała chmura.
- Co wy tu jeszcze robicie? - zwykle spokojny głos Konan podszyty był mieszaniną zdenerwowania i ulgi. Otaczająca ich chmura okazała się chmarą papierowych motyli, z których garść utworzyła na ułamek sekundy sylwetkę roztrzęsionej kobiety. - Wiejcie stąd, kupię wam trochę czasu. - malująca się na jej twarzy obawa przeczyła wyraźnie hardości jej słów, jednak zanim którekolwiek z nich zdążyło zaprzeczyć, sylwetka niebieskowłosej wmieszała się w rój papierowych skrzydełek, które następnie z głośnym szumem pomknęły w stronę szykującego się do ataku stwora.
- Chodźmy! - otrząsnęła się szybko dziewczyna, chwytając umazanego krwią Uchihę za ramię. Nie zdążyli przebyć kilkudziesięciu metrów, kiedy powietrze przeciął krótki krzyk.
- Konan!
- Nie obracaj się. - Itachi objął Ćmę ramieniem, ciągnąc ją w stronę wyjścia. Jasnowłosa jednak wyrwała mu się, stając w opadających powoli jak suchy śnieg strzępach papieru.
- Konan.... chan...? - szepnęła pobladłymi ustami. Tworząca się z wirujących w chłodnym powietrzu papierków sylwetka starszej kunoichi nie ruszała się.
- Ga-chan, chodź! - naglący głos mężczyzny i głośny, jakby triumfalny syk gadziny wydawał się nie docierać do zapatrzonej w nieruchome ciało towarzyszki jasnowłosej. Wiedziała, z jak wielkim ryzykiem wiązało się życie shinobich, nie mówiąc już o pozbawionych ochrony wioski nukeninach. Jednak świadomość, że to Konan miałaby stracić życie na jej oczach, poruszyła w dziewczynie nieznaną jej dotąd strunę. W jej umyśle z nagła pojawiła się myśl tak wyraźna i oczywista, jakby tkwiła w jej głowie od zawsze.
- Dziękuję ci. Wiem już, co muszę zrobić. - powiedziała, odwracając się do stojącego kilka kroków za nią Uchihy. Coś w jej spojrzeniu lub też wyrazie twarzy musiało wydać mu się przerażająco znajome, ponieważ jego oczy rozszerzyły się ze strachu.
- Nie... Proszę, nie...!
- Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, Itachi. - powiedziała cicho. - I wybacz mi...
- NIE! - mężczyzna ruszył do przodu, aby złapać bladą dziewczynę za ramię, jednak jego palce chwyciły jedynie zwój wciąż nagrzanego od jej ciała bandaża. Itachi zamarł, patrząc z niedowierzaniem na powoli ginącą w dymie sylwetkę ukochanej.
- Wybacz mi, Itachi... - powtórzyła po raz ostatni, a po zapadłym policzku spłynęła pojedyńcza łza, zanim jej twarz rozpłynęła się na dobre. Ciemnowłosy mężczyzna upadł na kolana, ściskając w pięści zmięty bandaż i patrząc bezsilnie, jak gęstsza niż zazwyczaj wstęga dymu mknie w stronę gada. Chmura czarnego dymu spowiła głowę węża, wnikając do jego wnętrzności z każdą sekundą. W końcu ciemny obłok znikł w trzewiach potwora, który padł na ziemię wijąc się w konwulsjach.
Kiedy gad prężył okryte sinymi łuskami ciało, wpatrzonemu w przestrzeń Itachiemu wydało się, że dostrzega w powietrzu jakiś ledwie widoczny zarys znajomej figury. Z niedowierzaniem patrzył na boleśnie znajomą twarz unoszącą się w powietrzu. Jej usta poruszały się, jak gdyby próbowała mu coś powiedzieć, jednak wszystkie inne dźwięki zagłuszało łomotanie wielkiego cielska.
Z każdym kolejnym skrętem ciała potwora, na półprzejrzystej twarzy pojawiał się grymas narastającego bólu, który utrudniał oszołomionemu mężczyźnie wszelkie próby czytania z jej ust. Wydawało mu się, że wyłapał jedno słowo, "aishiteru", zanim twarz zjawy rozciągnęła się w krzyku a sylwetka, która należała do Kemuri no Ga, rozpłynęła się w powietrzu wraz z ostatnim, zamierającym syknięciem potwornego węża.
- Imoto! IMOTO! - ze zrujnowanego korytarza wybiegła zdyszana postać Sasoriego, a ciemnowłosy osunął się na ziemię, wciąż ściskając w dłoni szorstki materiał bandaża.
W ciszy, jaka po tym zapadła, można było usłyszeć nawet trzask złamanego serca.
=======
GOMEN!
Niestety rozdział dokończyłam dosłownie przedwczoraj, choć miałam to zrobić przed końcem listopada: niestety, wena nie wybiera. Poza tym moje życie zaczęła pochłaniać nowa praca i problemy osobiste, na czym z kolei ucierpiała moja motywacja.
Na szczęście jednak udało mi się ją niedawno odzyskać i myślę, że jest spora szansa na zakończenie tego opowiadania jeszcze przed Wielkanocą (optymizm).
Co do samego rozdziału.... nie macie nawet pojęcia jak bardzo się z nim męczyłam i jak bardzo go nienawidzę. Choć pewnie niektórzy z Was nienawidzą go nawet bardziej niż ja, bo zwyczajnie się nie spodziewało takiego obrotu sprawy XD
Wbrew pozorom czekają Was jeszcze 2 rozdziały, z czego 21 zaczęłam już pisać. A potem jeszcze zbiór ciekawostek, bo czemu nie. I rozważałam świąteczny specjal jak już niektórzy wiedzą, ale zamiast wigilijnego pewnie w efekcie będzie wielkanocny XD
(Art obok nie jest mój, wzięłam go z dA i przerobiłam tylko oczy. Tak żeby nie było)
wtorek, 3 listopada 2015
Rozdział 19: Kolejny świt
Minęły ponad dwa tygodnie od promocji Ćmy. Itachi, zupełnie ubrany choć dalej nieobudzony, wszedł do pełnej rozleniwionych ninja jadalni.
- Kawa na stole. - rzucił Kisame w jego stronę, uprzedzając pytanie Uchihy, i nawet podał mu kubek.
- Dzięki, Kisame. - Mruknął mężczyzna, przecierając zaspane oczy.
- A gdzie Ćma? - zainteresował się Sasori, który czasem siadał w jadalni dla towarzystwa. Chcąc nie chcąc, musiał pogodzić się z wyborem Ćmy. A że oboje wydawali się z takim układem rzeczy szczęśliwi, nie interweniował w żaden sposób, choć miał żal, że jego imoto nie spędza z nim już tak dużo czasu.
- Jeszcze śpi. - ziewnął. - Mam iść ją obudzić? - zaoferował. Marionetkarz machnął ręką.
- Niech śpi. - odparł ugodowo, jednak zanim jego słowa dotarły do uszu czarnowłosego, zagłuszył je wykrzyknikowy ton z drugiego kąta pomieszczenia.
- No no, Uchiha! - Hidan, jak zwykle z opóźnionym zapłonem, wyszczerzył się do mężczyzny, zmierzając pewnym krokiem w jego stronę. - Jak ci idzie odbudowywanie twojego kochanego klanu?! - zapytał donośnie, fałszywie przyjacielskim tonem. Uchiha spojrzał na niego ponuro znad kubka.
- O czym ty znowu pieprzysz, Hidan? - odpowiedział znużonym głosem.
- Noo, w końcu z Kemuri no Ga już się chyba długo staracie, nie? - szarowłosy spojrzał na niego z wyższością. Kilka osób zaczęło szemrać, a Konan wychyliła się z kuchni z niemrawą miną. Uchiha zacisnął palce na naczyniu, aż pobielały mu kostki, ale nie odpowiedział. Ze stoickim spokojem upił łyk gorącego płynu, po czym spojrzał na niego przytomnymi oczami, w których skrzyła się groźba.
- Och, wybacz. Czyżbym przypadkiem zabrał ci dziewczynę? - rzucił chłodno. Źrenice fioletowych oczu Jashinisty zwęziły się gwałtownie.
- Niech cię Jashin...! - wydarł się i zacisnął pięść, szykując się do ciosu. Zaraz jednak jego odciągnięte ramię znieruchomiało, a na jego twarzy przez chwilę malował się wyraz skrajnego zdziwienia. Itachi nawet nie drgnął, gdy zza pleców dobiegło go ziewnięcie, brzmiące jak grzmot w idealnej ciszy, która zapadła po jego ostatnim zdaniu.
- Ale się drzecie. - mruknęła Ćma, mijając ich. - Słychać was aż w sypialni. - poskarżyła się, patrząc świdrującym wzrokiem na Hidana. Grymas wściekłości, który wcześniej wykrzywił jego twarz, znów stopniał do szerokiego uśmiechu. Nie był on tak sztuczny jak ten przeznaczony dla Uchihy, ale napięte mięśnie szczęki sugerowały, że albinos nieco go wymuszał.
- Ohayo, cukiereczku. - powiedział ulegle, rozluźniając zaciśniętą pięść. Dziewczyna skrzyżowała ramiona na okrytej bandażem piersi, stając obok nich i uwalniając pasmo dymu, do tej pory zaciśnięte na nadgarstku szarowłosego. Mężczyzna opuścił ramię, a Itachi w końcu odważył się ruszyć, aby przyjrzeć się porządnie Ćmie.
- Ubierz się. - mruknął niegłośno. - Nie chciałbym, żeby mi Hidan do kubka naślinił. - Ga spojrzała na niego z urazą i szturchnęła go w ramię, przez co oblał się kawą.
- Za głupie teksty. I że mnie nie obudziłeś. - powiedziała ze zmieszaniem, kiedy czarnowłosy spojrzał na nią ponuro. Konan wskazała na poplamioną szatę mężczyzny, zaciskając usta z dezaprobatą.
- Ja tego nie piorę! - przez chwilę panowała niezręczna cisza, jednak rozładował ją niezbyt dyskretny chichot Yahiko, usiłującego schować się za miską owsianki. Po chwili przemienił się on w donośny śmiech, który udzielił się całej reszcie organizacji i koniec końców wszyscy rozeszli się w dobrych nastrojach, a Konan zaoferowała Ćmie pomoc w praniu okawionej szaty. Ku niememu przerażeniu Itachiego dwie kunoichi wróciły dość późno i to w znakomitych humorach, raz po raz spoglądając porozumiewawczo to na niego, to na siebie nawzajem. Po raz pierwszy w życiu czarnowłosy poczuł się doszczętnie oplotkowany.
Dopiero wieczorny powrót kruka, którego tydzień wcześniej wysłał na wywiad, przypomniał mu o prawdziwych problemach.
- Wszystko w porządku? - Ga spojrzała na niego znad książki, kiedy oparł się ciężko o biurko. Dziewczyna podniosła się z łóżka, na którym cieszyła się wieczorną lekturą i podeszła do niego. Itachi zacisnął dłonie na krawędzi blatu.
- Sasuke planuje opuścić wioskę. - powiedział, nie patrząc na nią. Czuł bicie jej ściśniętego serca, kiedy objęła go w pasie, przytulając się do jego pleców. - Jeśli tak dalej pójdzie, to przy najbliższej okazji...
- Może to się zmieni, Itachi. Nie pójdzie w ślady znienawidzonego brata, ne? - mówiła, sama nie wiedząc kogo próbuje pocieszyć. - W najgorszym przypadku mamy jeszcze dwa lata...
Uchiha stłumił ciężkie westchnienie, obracając się aby spojrzeć na dziewczynę.
- Ga-chan... - zaczął, jednak sam nie był pewien, co chciałby jej powiedzieć. Zawsze kłębiło się w nim wiele myśli, które chciał jej przekazać, ale kiedy patrzył w jej oczy, nie potrafił żadnej z nich ubrać w słowa. Coś w głębi tych niezwykłych, mlecznych źrenic wpatrywało się wprost w jego duszę, zostawiając mu prosty przekaz: Ja wiem.
- ...chodźmy spać. - zaproponował w końcu, postanawiając odpuścić sobie na dziś potyczki słowne. Ćma kiwnęła głową, przychylając się do propozycji. Dopiero kiedy leżeli już bezpiecznie pod ciepłą kołdrą, zaczęła snuć opowieści. Znała ich tysiące: małych, prostych historii, którymi kołysała ich oboje do snu, kiedy zmartwienia spędzały im go z oczu. Ten wieczór nie był wyjątkiem i już po kilku minutach czarnowłosy poczuł, jak ogarnia go błoga ciemność.
- Kawa na stole. - rzucił Kisame w jego stronę, uprzedzając pytanie Uchihy, i nawet podał mu kubek.
- Dzięki, Kisame. - Mruknął mężczyzna, przecierając zaspane oczy.
- A gdzie Ćma? - zainteresował się Sasori, który czasem siadał w jadalni dla towarzystwa. Chcąc nie chcąc, musiał pogodzić się z wyborem Ćmy. A że oboje wydawali się z takim układem rzeczy szczęśliwi, nie interweniował w żaden sposób, choć miał żal, że jego imoto nie spędza z nim już tak dużo czasu.
- Jeszcze śpi. - ziewnął. - Mam iść ją obudzić? - zaoferował. Marionetkarz machnął ręką.
- Niech śpi. - odparł ugodowo, jednak zanim jego słowa dotarły do uszu czarnowłosego, zagłuszył je wykrzyknikowy ton z drugiego kąta pomieszczenia.
- No no, Uchiha! - Hidan, jak zwykle z opóźnionym zapłonem, wyszczerzył się do mężczyzny, zmierzając pewnym krokiem w jego stronę. - Jak ci idzie odbudowywanie twojego kochanego klanu?! - zapytał donośnie, fałszywie przyjacielskim tonem. Uchiha spojrzał na niego ponuro znad kubka.
- O czym ty znowu pieprzysz, Hidan? - odpowiedział znużonym głosem.
- Noo, w końcu z Kemuri no Ga już się chyba długo staracie, nie? - szarowłosy spojrzał na niego z wyższością. Kilka osób zaczęło szemrać, a Konan wychyliła się z kuchni z niemrawą miną. Uchiha zacisnął palce na naczyniu, aż pobielały mu kostki, ale nie odpowiedział. Ze stoickim spokojem upił łyk gorącego płynu, po czym spojrzał na niego przytomnymi oczami, w których skrzyła się groźba.
- Och, wybacz. Czyżbym przypadkiem zabrał ci dziewczynę? - rzucił chłodno. Źrenice fioletowych oczu Jashinisty zwęziły się gwałtownie.
- Niech cię Jashin...! - wydarł się i zacisnął pięść, szykując się do ciosu. Zaraz jednak jego odciągnięte ramię znieruchomiało, a na jego twarzy przez chwilę malował się wyraz skrajnego zdziwienia. Itachi nawet nie drgnął, gdy zza pleców dobiegło go ziewnięcie, brzmiące jak grzmot w idealnej ciszy, która zapadła po jego ostatnim zdaniu.
- Ale się drzecie. - mruknęła Ćma, mijając ich. - Słychać was aż w sypialni. - poskarżyła się, patrząc świdrującym wzrokiem na Hidana. Grymas wściekłości, który wcześniej wykrzywił jego twarz, znów stopniał do szerokiego uśmiechu. Nie był on tak sztuczny jak ten przeznaczony dla Uchihy, ale napięte mięśnie szczęki sugerowały, że albinos nieco go wymuszał.
- Ohayo, cukiereczku. - powiedział ulegle, rozluźniając zaciśniętą pięść. Dziewczyna skrzyżowała ramiona na okrytej bandażem piersi, stając obok nich i uwalniając pasmo dymu, do tej pory zaciśnięte na nadgarstku szarowłosego. Mężczyzna opuścił ramię, a Itachi w końcu odważył się ruszyć, aby przyjrzeć się porządnie Ćmie.
- Ubierz się. - mruknął niegłośno. - Nie chciałbym, żeby mi Hidan do kubka naślinił. - Ga spojrzała na niego z urazą i szturchnęła go w ramię, przez co oblał się kawą.
- Za głupie teksty. I że mnie nie obudziłeś. - powiedziała ze zmieszaniem, kiedy czarnowłosy spojrzał na nią ponuro. Konan wskazała na poplamioną szatę mężczyzny, zaciskając usta z dezaprobatą.
- Ja tego nie piorę! - przez chwilę panowała niezręczna cisza, jednak rozładował ją niezbyt dyskretny chichot Yahiko, usiłującego schować się za miską owsianki. Po chwili przemienił się on w donośny śmiech, który udzielił się całej reszcie organizacji i koniec końców wszyscy rozeszli się w dobrych nastrojach, a Konan zaoferowała Ćmie pomoc w praniu okawionej szaty. Ku niememu przerażeniu Itachiego dwie kunoichi wróciły dość późno i to w znakomitych humorach, raz po raz spoglądając porozumiewawczo to na niego, to na siebie nawzajem. Po raz pierwszy w życiu czarnowłosy poczuł się doszczętnie oplotkowany.
Dopiero wieczorny powrót kruka, którego tydzień wcześniej wysłał na wywiad, przypomniał mu o prawdziwych problemach.
- Wszystko w porządku? - Ga spojrzała na niego znad książki, kiedy oparł się ciężko o biurko. Dziewczyna podniosła się z łóżka, na którym cieszyła się wieczorną lekturą i podeszła do niego. Itachi zacisnął dłonie na krawędzi blatu.
- Sasuke planuje opuścić wioskę. - powiedział, nie patrząc na nią. Czuł bicie jej ściśniętego serca, kiedy objęła go w pasie, przytulając się do jego pleców. - Jeśli tak dalej pójdzie, to przy najbliższej okazji...
- Może to się zmieni, Itachi. Nie pójdzie w ślady znienawidzonego brata, ne? - mówiła, sama nie wiedząc kogo próbuje pocieszyć. - W najgorszym przypadku mamy jeszcze dwa lata...
Uchiha stłumił ciężkie westchnienie, obracając się aby spojrzeć na dziewczynę.
- Ga-chan... - zaczął, jednak sam nie był pewien, co chciałby jej powiedzieć. Zawsze kłębiło się w nim wiele myśli, które chciał jej przekazać, ale kiedy patrzył w jej oczy, nie potrafił żadnej z nich ubrać w słowa. Coś w głębi tych niezwykłych, mlecznych źrenic wpatrywało się wprost w jego duszę, zostawiając mu prosty przekaz: Ja wiem.
- ...chodźmy spać. - zaproponował w końcu, postanawiając odpuścić sobie na dziś potyczki słowne. Ćma kiwnęła głową, przychylając się do propozycji. Dopiero kiedy leżeli już bezpiecznie pod ciepłą kołdrą, zaczęła snuć opowieści. Znała ich tysiące: małych, prostych historii, którymi kołysała ich oboje do snu, kiedy zmartwienia spędzały im go z oczu. Ten wieczór nie był wyjątkiem i już po kilku minutach czarnowłosy poczuł, jak ogarnia go błoga ciemność.
--------
Rozdział jest krótki, ale obiecuję że następny będzie przynajmniej dwa razy dłuższy!
Ten był gotowy już w zeszłym tygodniu, ale z przyczyn technicznych nie miałam kiedy go wstawić. 20 ukaże się jeszcze przed końcem miesiąca, jednak bliższej daty nie jestem w stanie podać. Na pewno nie będzie to 28, 29 ani 30 listopada, gdyż wtedy mam kolejno pierwszy i drugi dzień konwentu oraz koncert. (jeśli ktoś z Was jedzie na Mokon, to możecie wypatrywać Edwardy Elric pierwszego dnia i Deidary drugiego. Chętnie każdemu dłoń uścisnę :D ).
Zdążyłam sklecić już listę ciekawostek zarówno technicznych jak i fabularnych, a Panna Lucy namawia mnie jeszcze do napisania świątecznego omake'a. Kto wie, może jej posłucham c:
Tymczasem do zobaczenia!
niedziela, 18 października 2015
Rozdział 18: Duma i radość.
Yahiko z głuchym stukiem przebierał palcami po ciężkim biurku, patrząc na otwierające się powoli drzwi, zza których wyślizgnęła się nieco zaaferowana Konan z zaskakująco ożywionym Itachim.
- Ciebie tu chyba dawno nie było, co Uchiha? - zagaił do niego rudowłosy z nieco kwaśnym uśmiechem.
- Rzeczywiście, chyba ze trzy tygodnie nie miałem tej przyjemności. - odparł spokojnie (1), siadając w fotelu naprzeciwko biurka. Czasem zastanawiał się, czy szefowi się przypadkiem nie nudzi i nie szuka chwilowej rozrywki, wzywając go regularnie do swojego gabinetu. Poza Konan i Kakuzu był chyba jego najczęstszym gościem.
Niebieskowłosa kobieta stanęła obok krzesła lidera, jednak zamiast po prostu być świadkiem rozmowy, chwyciła plik leżących na blacie papierów i wyszła z pomieszczenia, nie poświęcając czarnowłosemu nawet krótkiego spojrzenia(2). W pokoju zapadła głęboka cisza.
- Jak idzie trening z Kemuri no Ga? - Przerwał ją lider, uważnie obserwując Uchihę. Ten nie pozostawał mu dłużny, odpowiadając spokojnym spojrzeniem.
- Doskonale. To bardzo zdolna dziewczyna. - powiedział, mimowolnie poprawiając kołnierz płaszcza. - Bardzo zdolna.
- Cieszę się, żeście się w końcu dogadali. Ale nie uważasz, że zbytnio ją sobie monopolizujesz?
- ...słucham? - Itachi uniósł brwi w niekontrolowanym geście szczerego zdziwienia. Yahiko westchnął głośno i wyrównał stosik papierów nerwowym gestem. I tyle by było z "wyrafinowanego słownictwa", na które tak naciskała Konan.
- Czas jej zabierasz, Uchiha. Trzymasz dziewczynę 24/7, cud że do kibla za nią nie łazisz! - burknął, nie patrząc na niego. Mężczyzna zmieszał się.
- Nie zauważyłem, żeby na to narzekała...
- Oczywiście, że nie narzeka. - mruknął kwaśno, wracając do przewiercania go wzrokiem. - Zdajesz sobie sprawę, jakie opowieści zaczynają krążyć o waszych treningach?
- Nie mam pojęcia, sir. - odparł usłużnie, choć dreszcze tańcowały wzdłuż jego kręgosłupa.
- To pewnie niedługo się dowiesz. - uciął ponuro. - Daj dziewczynie trochę wolnego. Długo jeszcze zostało do końca szkolenia(3)?
- Skąd. Ga...-chan jest praktycznie gotowa.
- Świetnie, świetnie. Kończcie szybko. - Lider machnął na niego ręką i były shinobi Liścia opuścił jego gabinet, ledwo powstrzymując drżenie na całym ciele. Rzeczywiście, nawet się nie spostrzegli jak stopniowo zaczęli spędzać razem cały wolny czas, maskując to ciągłymi "treningami". Powinien był przewidzieć, że ludzie zaczną w końcu się domyślać... Jednak wystarczyło, że zawołała jego imię, grzecznościowo dodając "-sensei", aby zapomniał o całym świecie - tak jak teraz, kiedy zobaczył ją czekającą na niego przy wyjściu z kryjówki.
- Jak tam trening? - zagaił Kisame, wtykając głowę do jego pokoju kilka godzin później.
- Jak zwykle, świetnie. - powiedział Itachi krótko.
- Pięknooka nieźle sobie radzi, prawda?
- O tak. Jest bardzo utalentowana.
- Ta, rozumiem... - mruknął szermierz, nieco zakłopotany. - Myślę, że nie powinieneś trenować z nią po nocach. - Uchiha zignorował partnera, układając rzeczy w szafie. - Ludzie zaczynają gadać, wiesz. I kiedy mówię ludzie, chodzi mi głównie-
- Mówisz o Hidanie, tak. - dokończył za niego.
- Szczerze powiedziawszy, tak. Ma na tym punkcie kompletnego bzika. To znaczy, jeszcze większego bzika.
- I tak nikt go nigdy nie słucha. - zauważył ciemnowłosy.
- Oczywiście, wiem o tym. Ale i tak...
- Poradzę sobie.
- Pewien jesteś?
- Tak.
Kisame nie wydawał się przekonany. Lubił tą dziewczynę, wszyscy lubili. Tak jak wszystkich bawiły nieudane starania Hidana aby zdobyć jej serce. Ale perspektywa Itachiego Uchihy, mordercy własnego klanu, który - powiedzmy - spędza trochę zbyt dużo czasu w towarzystwie małej Ćmy, jego uczennicy... To również nie była najwłaściwsza opcja. Oczywiście, stanowiłby znacznie lepszą partię niż ten obłąkany fanatyk, a tak na dobrą sprawę nie był to niczyj interes,(4) ale jednak...
- Powiedz mi, 'Tachi. Jak to w końcu jest z tobą i naszą małą Ćmą?
- Jest utalentowana. Jest inteligentna. Jest piękna jak wiosenne popołudnie w Konohagakure. Cierpliwa, ciepła, skromna, wyrozumiała, potężna, empatyczna, troskliwa, szczera, taktowna i tak dalej. Jest zwyczajnie... idealna. - wyliczył mężczyzna, wpatrując się w ścianę. Ale nic z tego nie powiedział na głos.
- Więc...? - Kisame powtórzył pytanie, jako że Uchiha stał w milczeniu.
- Jest dobrą uczennicą.
W tym samym czasie, Sasori otrzymał podobną odpowiedź od rzeczonej uczennicy.
- To naprawdę świetny nauczyciel, Sasori-nii. Ale dziękuję za twoją troskę. - powiedziała Ga miękko, wpatrując się w półkę z książkami, udając że czegoś szuka.
- Jesteś absolutnie pewna, że człowiek który zmusza cię do... trenowania po nocach... jest "świetnym nauczycielem"? - marionetkarz powtórzył wcześniejsze pytanie, krzyżując ramiona na piersi.
- Sasori-nii. Rozumiem, że z twojej perspektywy jestem tylko kruchym dzieckiem, ale ze wszystkich ludzi na świecie ty akurat powinieneś rozumieć, że nie jestem tak młoda i naiwna na jaką wyglądam. - odpowiedziała. - Potrafię doskonale się o siebie zatroszczyć.
- Imoto, powiedz mi szczerze. - zażądał z naciskiem niższy mężczyzna. - Nie sypiasz z nim, prawda?
- Powinnam być urażona, że zadajesz mi tak absurdalne pytanie, wiesz? - odparła dziewczyna. - Ale powiem ci tyle, Sasori-nii: to, co robimy w czasie treningu jest bardzo dalekie(5) od tego "sypiania", na punkcie którego wszyscy macie obsesję. - zakończyła z gorzkim wyrzutem.
- Dobrze, dobrze. - wycofał się rudowłosy, nieco żałując tak bezpardonowego wywiadu. - Nie było tematu, imoto. - położył chłodną dłoń na jej ramieniu. - Kończę właśnie nową marionetkę. Zechciałabyś mi pomóc?
- Dziękuję. Z wielką chęcią. - powiedziała z subtelnym uśmiechem, jednak jej myśli krążyły już daleko.
- Musimy zakończyć trening jak najszybciej. - westchnęła, kiedy leżeli wieczorem w ciemnym pokoju. Pukle ich włosów mieszały się, tworząc czarno-białą szachownicę na zmiętej poduszce.
- Wiem. Szef wezwał mnie dzisiaj w tej sprawie. A potem jeszcze Kisame wziął mnie na spytki... Jakaś zmowa. - westchnął czarnowłosy, gładząc jej bladą skórę. Lubił te wieczorne momenty, kiedy byli razem. Mogli rozmawiać, mogli milczeć, mogli... mogli robić cokolwiek tylko im się podobało. Była jego białą wieżą, światłem jego oka, a on był jej ostoją, jej czarną twierdzą. I choć oboje wiedzieli, że nie będzie im dane zestarzeć się razem, byli szczęśliwi.
Dwa dni później oboje stali przed wyjściem z opustoszałej kryjówki, usiłując uspokoić się nawzajem.
- Załatwiłem z Yahiko wszystkie formalności. Wszyscy czekają już na zewnątrz. Zostaniesz pełnoprawnym członkiem Akatsuki i wszystkie nasze problemy się skończą. - zapętlał się Itachi, gładząc chaotycznie delikatną twarz Ćmy.
- Powtarzasz się, Itachi... Co jeśli nie dam rady? - zapytała, zamykając nieco drżące dłonie wokół jego nadgarstków.
- Dasz radę, wierzę w ciebie. Wszyscy wierzą, Ga-chan. - nachylił się nad dziewczyną, składając krótki, jakby wstydliwy pocałunek na jej ustach. - Chodź. Zmieciesz ich z nóg.
Otworzył drzwi i puścił jasnowłosą przodem. Tak jak mówił, wszyscy członkowie organizacji którzy nie byli akurat na misji zgromadzili się, aby być świadkami prezentacji jej umiejętności.
- Gotowa? - szepnął jej do ucha Itachi, kiedy przejście zamknęło się za ich plecami.
- Bardziej nie będę. - odpowiedziała z drżącą determinacją. Mężczyzna ścisnął jej ramię z czułością.
- Leć.
Kemuri no Ga puściła się biegiem przed siebie, wypuszczając dym z rękawów. Itachi szybko złożył pieczęcie, klonując się kilka razy. Jeden z klonów zginął natychmiast, uduszony mleczną wstęgą powietrza, która niezauważalnie zacisnęła się wokół jego gardła. Kolejny wykorzystał Uwolnienie Ziemi, aby rozstąpić grunt pod jej nogami. Kilka osób zerwało się z cichym okrzykiem, kiedy dziewczyna zniknęła w wielkiej wyrwie, jednak przestrach szybko zmienił się w entuzjazm, ponieważ kilka sekund później wyfrunęła z rozpadliny na filigranowych skrzydłach.
Nie zdążyli zaprezentować wszystkich jej umiejętności, ponieważ Ćma wciąż czuła się niepewnie, używając telekinezy. Mimo tego, że utożsamiała tą umiejętność z gniewem i strachem, dziewczyna sama wyszła z inicjatywą opanowania jej, kiedy przy każdym uniesieniu musiała na nowo układać wszystkie książki na półce. Na szczęście lub nie, większość członków Akatsuki zdążyła się już o tym niezwykłym talencie dowiedzieć - Hidan wparował do jej pokoju, kiedy akurat uczyła się orbitować wiele przedmiotów na raz, między innymi kunaie. (6)
Kiedy swoisty pokaz dobiegł końca wraz z rozpłynięciem się ostatniego cienistego klona Itachiego, który sam stanął w bezpiecznej odległości, zapadła idealna cisza. Tłum nukeninów rozstąpił się w milczeniu, torując drogę sztywno wyprostowanemu Yahiko i podążającej tuż za nim Konan. Jasnowłosa zmarszczyła nieznacznie brwi, niezbyt wiedząc, co miało ją teraz czekać. Czyżby jej umiejętności nie okazały się wystarczające? Nie mogli jej puścić wolno, więc czy mieli zamiar ją zabić? Czy dałaby radę uciec przed całą chmarą morderców w czarno-czerwonych płaszczach? Bijące niespokojnie serce niemalże wyskoczyło jej z piersi, zanim nie poczuła na ramieniu kojącego ciężaru dłoni jej nauczyciela.
- Kemuri no Ga, Dymna Ćmo(7) z Wioski Ukrytej w Mgle! - odezwał się rudowłosy z władczym błyskiem w brązowym oku.
- Yahiko-sama. - dziewczyna nieznacznie schyliła czoło, przekrzywiając głowę. Konan podała mu niewielki pakunek, który przekazał dziewczynie.
- Od tej pory należysz do szeregów Akatsuki. - powiedział. Jego wzrok złagodniał, a na usta wkradł się niewielki uśmiech. - Okaerinasai(8) Ga-chan.
Dziewczyna z rozchylonymi w niedowierzaniu ustami wpatrywała się w pakunek, na który składał się jej własny płaszcz oraz pierścień - niebieski, z kanji oznaczającym smoka.(9)
- Arigato. - powiedziała niemalże szeptem, ze swoim zwykłym, subtelnym uśmiechem na bladych wargach.
- A teraz uważaj, żeby cię nie pomiażdżyli. - mruknął Itachi, kiedy Yahiko odszedł, dając znak że oficjalna część dobiegła końca.
- Co to? - zapytała zaskoczona, czując jak mężczyzna wsuwa jej jakiś mału przedmiot w dłoń.
- Pomyślałem, że ci się spodoba... Akurat pasuje do pierścienia. - wyjaśnił ze zmieszaniem, kiedy Ćma z fascynacją oglądała pękatą, niebieską buteleczkę lakieru paznokci. (10)
- Arigato, Itachi. - poczuła przyjemny dreszcz, mogąc w końcu odrzucić oficjalną końcówkę. Mężczyzna uśmiechnął się.
- W końcu nie musimy się ukrywać. - szepnął jej do ucha, obejmując i przyciskając do siebie smukłą postać dziewczyny, zanim ktoś przyjdzie mu ją zabrać pod pozorem złożenia gratulacji.
- Wydajesz się nawet bardziej zadowolony niż ja. - zauważyła. Spięła się nieznacznie, widząc kątem oka jak Hidan zbliża się do nich raźnym krokiem. Itachi najwyraźniej również to dostrzegł, ponieważ kiedy ten znajdował się niecałe dwa metry od nich, pocałował dziewczynę na oczach wszystkich obecnych. (11)
======
Dopiski autora[przerzuciłam się na numerację zwykłą, bo ilość gwiazdek była poważnie zastraszająca]:
(1) Na ogół Itachi nie reagował na zaczepki Yahiko, ku jego głębokiemu rozczarowaniu/
(2)Konan już w poprzednim rozdziale zauważyła co się święci i mam niejasne przeczucie, że miała swój wkład w ten "dywanik".
(3)Oficjalności, oficjalności. Japończycy są bardzo formalni, musicie trzymać to w pamięci aby zrozumieć powagę tej sytuacji.
(4)No dobra, to BYŁ ich interes. Mordercy mordercami, ale jakieś zasady obowiązują: Patrz punkt wyżej.
(5)[SPOILER] No tak, jednak jest różnica między "sypianiem" a "kochaniem się" :v
(6) A wyglądało to tak: "Och... witaj, Hidan" dziewczyna wycelowała w niego jeden z rzeczonych kunaiów "Patrz, czego się nauczyłam!"
(7)"Kemuri no Ga" dosłownie oznacza "Ćma z dymu" tudzież właśnie "dymna ćma". I nie jest to, w ścisłym sensie, imię. Bardziej przydomek, tak jak "Sabaku no-" przy imieniu Gaary.
(8)"Witaj w domu"
(9)Tak, to jest pierścień Deidary. To wbrew pozorom ma sens, słowo.
(10)Pamiętacie, jak Itachi zniknął sobie na kwadrans, kiedy wracali z misji? Wtedy właśnie to kupił.
(11)THEY SEE ME KISSIN', THEY HATINN...
========
Ach, dawno nie było Dopisków Autora. ^^
Miałam zamiar wstawić ten rozdział już tydzień temu, ale w efekcie dokończyłam go dopiero dzisiaj. Następne rozdziały (prawie napisałam "odcinki". Mózgu, za co?!) będą dość skrótowe, ponieważ - szczerze powiedziawszy - nie mam na nie do końca przemyślanej fabuły. Po prostu nigdy nie przypuszczałam, że rzeczywiście dotrę do tego momentu, a tu BACH! ;_;
Reszta (około 4) rozdziałów będzie prawdopodobnie nieco krótsza, między innymi dlatego że chciałabym zakończyć tę historię do końca tego roku i od stycznia zacząć już publikować następny projekt na blogu zbiorowym (adres opublikuję wraz z końcem historii). Jeśli będziecie bardzo tęsknić za małą Ćmą, to prawdopodobnie opublikuję jakiś zbiór małych ciekawostek dotyczących zarówno samej Ga, jak i procesu jej powstawania.
Rozdział 19 powinien pojawić się na samym początku listopada, dosłownie w pierwszym tygodniu.
Oka-san
poniedziałek, 28 września 2015
Rozdział 17: Do późna.
Dziewczyna w jasnoszarym kimonie obrębionym granatową wstążką skradała się wzdłuż skalnej ściany. Ostrożnie wyciągała dłoń, bezszelestnie odginając kolejne gałęzie, aby przejść. W jej oczach odbijała się determinacja, ruchy były pewne i precyzyjne, każdy krok zaplanowany...
Wtem wyciągnięta do przodu ręka zmieniła się we wstęgę dymu, a w miejscu gdzie przed chwilą się znajdowała trafił z zastraszającą prędkością shuriken. Dziewczyna odskoczyła jak oparzona i rozpłynęła się w powietrzu. Jedyne co po niej zostało to smuga dymu, wijąca się między niskimi zaroślami. Kiedy jednak uznała, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, z ciężkiej mgły uformowała się para czujnych oczu, a potem uszu. Z okolicznych zarośli nie dochodził nawet najmniejszy szmer, więc niebawem uwidoczniła się reszta anatomii jasnowłosej kunoichi. Odetchnęła cicho i przymknęła oczy, koncentrując się na wyczuwaniu wszelkich istot w okolicy. Leniwe, bzyczące obecności owadów, drapieżność lisa, przerażenie królika, gnuśność węża.
I nagle - satysfakcja. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i rzuciła w bok. Nad jej głową świsnęła salwa niewielkich kul ognia. Machnęła dłonią, zostawiając za sobą nieco dymu, który szybko przemienił się w chmarę igieł i pomknął w stronę domniemanego napastnika.
Szybko, szybko! Jasnowłosa gnała między drzewami, w stronę występu skalnego na który mogła się wspiąć. Nie miała już zbyt wiele czakry, całkowita przemiana w dym była praktyczna, ale cholernie męcząca. Na razie jej limit wynosił cztery rozpłynięcia dziennie. Niepokojące było dla niej to, że zdążyła wykorzystać już trzy z nich. Niespokojne oczy dziewczyny napotkały w końcu upragnioną skarpę. Musiała tylko wziąć rozbieg i skoczyć, a przewaga wysokości zrobi swoje. Nabrała już sporo wprawy w natychmiastowym formowaniu skrzydeł, jednak nie było jej dane z tego skorzystać. Na skraju pola widzenia zamajaczył jakiś ciemny kształt, a po chwili boleśnie uderzyła plecami o pobliską ścianę skalną.
Zgniotła między zębami przekleństwo, przez mrożącą krew w żyłach chwilę nie mogąc złapać oddechu. No już, dalej!, poganiała samą siebie, usiłując poruszyć odrętwiałymi mięśniami. Zanim do jej płuc wpłynął życiodajny haust powietrza, po obu jej stronach świsnęły kunaie, z niesamowitą precyzją przyszpilając materiał na jej ramionach do zimnej skały. Zesztywniała, patrząc przed siebie, na czarnowłosego mężczyznę w ciemnym płaszczu. Jej serce, już wcześniej bijące głośno od zdrowej dawki adrenaliny, zabiło jeszcze mocniej. Z bezlitosnym spokojem ścigający zbliżał się do uwięzionej jasnowłosej, która jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego krwistoczerwone oczy, naznaczone czarnymi liniami.
Mogła usłyszeć już jego ciężki oddech, jednak nie ruszyła się ani o milimetr, patrząc mu hardo w oczy. Białe źrenice mierzyły się z czarnymi, kiedy ciemnowłosy zatrzymał się niecałe pół metra od swojej ofiary, a powietrze zdawało się gęstnieć z każdą sekundą, niemalże iskrząc od nieprawdopodobnego napięcia i starcia woli. Dziewczyna czekała.
- Przegrałaś. - prychnął mężczyzna, krzyżując ramiona na piersi i patrząc na nią z wyrazem łagodnej nagany. Ćma nieznacznie poruszyła brwią, patrząc na Itachiego wyczekująco. Uchiha rozchylił usta, jednak po chwili znów je zacisnął. - Głupie dziecko. - wymamrotał pod nosem, odwracając się na pięcie i ruszając przed siebie. Jasnowłosa sprawnym ruchem wyciągnęła kunaie, otrzepując pył z ramion.
- I kto to mówi. - rzuciła prowokująco. Itachi obrócił się gwałtownie, aktywując Mangekyou. W ułamku sekundy niebo nabrało barwy krwi, a on znalazł się tuż przed dziewczyną, która ochoczo oddała jego krótki, choć pełen pasji pocałunek.
- Gramy dalej. - szepnął, gdy ulotna chwila bliskości przeminęła. Niebo powróciło do zwykłego, brudnobłękitnego koloru, a Kemuri no Ga zwiesiła głowę, pozwalając długim włosom zasłonić jej subtelny uśmiech przed niepożądanymi oczami.
- Przepraszam, Itachi-sensei. - powiedziała ulegle, podczas gdy Uchiha udawał zdziwionego przerwaniem iluzji.
- Więcej tak nie rób. - rzucił na odchodnym, kierując się szybko w stronę kryjówki. Nie był w stanie powiedzieć, w którym momencie ostatecznie porzucił szlachetny zamiar trzymania swoich uczuć na wodzy. Zapewne miała w tym swoją rolę przewrotna, kobieca natura Ćmy, która mogła swobodnie uniknąć jego zasadzki, jak skonstatował z gorzkim westchnieniem. Jak mógł tak się zapędzić? Sprawy ostatecznie wymknęły się spod kontroli mniej więcej tydzień temu, kiedy usiłował powstrzymać wybuch dziewczyny.
Nie zdążył dobrze przemyśleć wtedy swojej decyzji, a zanim odzyskał wszelkie władze umysłowe, tulił wyzutą z sił Ćmę do snu, wciąż czując w ustach słony smak jej łez. Następnego dnia naszła go w jego pokoju i z mocą oznajmiła "To się stało naprawdę i nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej".
Wcale nie było im z tym łatwo. Każdy gest, spojrzenie - wszystko musiało być ostrożne i naturalne, aby nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń. Każda chwila, która umożliwiała choćby i najkrótszy pocałunek była na wagę złota i podobną wagę dokładała do już i tak ciężkiego sumienia Uchihy.
Do tej pory sądził, że ma jasny plan na pozostałą mu resztkę życia. Wszystko było jasne i przewidywalne, pozostając w idealnej równowadze... Dopóki nie pojawiła się Ćma, zostawiając mu niezbyt wiele opcji, a wszystkie złe.
Na ile mógł jej zaufać? Jak wiele zdążyła się już dowiedzieć, a czego tylko się domyślała? Nie ważne jak długo usiłował wyłuskać jakiś punkt odniesienia, jakąś granicę, napotykał istne urwisko. Aktualnie miał dwie opcje: Albo zakończyć to... coś... zanim ściągnie im na głowę więcej kłopotów, albo obnażyć przed dziewczyną całą prawdę, licząc na jej wyrozumiałość. Ale... czy miał prawo stawiać ją w takiej sytuacji? Wiedział, że umrze w ciągu najbliższych trzech do czterech lat... Czy miał prawo narażać ją na taki ból?
Jednak z drugiej strony, czy byłby w stanie okłamać ją i żyć w tym kłamstwie przez resztę życia? Im dłużej o tym myślał, tym bardziej miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę i uciec z nią gdzieś daleko, może nawet za morze na południu. Wiedział jednak, że owa opcja znajduje się znacznie poza ich zasięgiem i musi radzić sobie z tym, co - metaforycznie - ma w kieszeni.
- W porządku? - z ponurych rozmyślań wyrwał go ciepły ciężar dłoni na ramieniu i troskliwy głos kobiety, której od kilkudziesięciu dni nie był w stanie usunąć ze swoich myśli. Rozejrzał się, ale ani nikogo nie zauważył na korytarzu, ani nie usłyszał w salonie, więc niepewnie chwycił ją za bladą dłoń.
- Chcę z tobą porozmawiać. - powiedział niegłośno, uchylając drzwi do swojej sypialni. Dziewczyna kiwnęła głową z powagą i weszła cicho, zapalając światło. Jego pokój znajdował się po drugiej stronie korytarza, od miejsca dziewczyny oddzielało go wejście do salonu. Sam pokój pozbawiony był jakichkolwiek ozdób czy znaków szczególnych, jakby ktoś dopiero się stąd wyprowadził. Jedyne co zdradzało, że to miejsce jest zamieszkane, to lekko niedomknięta szafa z wystającym kawałkiem czarnego rękawa.
- Co się stało? - zapytała rzeczowo, bez zbytniej krępacji siadając na krawędzi jego łóżka i wbijając w niego spokojne spojrzenie. Itachi nie był w stanie stwierdzić, ile z tego było spowodowane jej rzeczywistym spokojem, a ile wybitną grą aktorską.
Stanął przed nią jak przed komisją egzaminacyjną, nie wiedząc, od czego zacząć. Widać wyczuła jego zdenerwowanie, bo normalnie przeszywający wzrok złagodniał.
- Zacznij od samego początku. - poradziła mu, składając dłonie na podołku. Uchiha wziął głęboki oddech... i zaczął mówić. Mówił długo, na początku nieco nieskładnie, z biegiem czasu coraz pewniej i dokładniej. Powiedział o swojej rodzinie, o agresji Danzo, wojnie i swoim młodszym bracie, oraz postanowieniu jakie podjął: śmierci z rąk ostatniego Uchihy.
- Nie chciałem ci tego mówić, ale...
- Itachi. - Głos Ćmy, czysty i ostry jak północny wiatr, skłonił go do przerwania monologu.
- Ga-chan-
- Nie pozwolę, żebyś cierpiał. - powiedziała twardo, wstając i otrzepując kimono ze zmarszczonymi brwiami. Czarnowłosy zacisnął zęby, wbijając wzrok w podłogę.
- Nic nie rozumiesz...
- Nie, Itachi. - przerwała mu miękko, obejmując dłońmi jego szyję. - To ty nie rozumiesz. Każdy zasługuję na chwilę szczęścia. - Z cichym westchnieniem i pulsującą w jego ramionach drobną sylwetką Ćmy, Itachi osunął się w ciepłą, aksamitną ciemność.
- Co tak późno, Uchiha? - Yahiko zawsze szedł na śniadanie jako pierwszy, jednak poza nim wszyscy członkowie organizacji również byli obecni... I najedzeni.
- Jest jeszcze kawa? - wymamrotał niezbyt przytomnie, osuwając się na krzesło. Konan bez słowa podała mu kubek z czarnym napojem, w który Uchiha zanurzył się niemalże po nos. Niewielka zmiana w atmosferze uświadomiła go, że do pomieszczenia weszła Ćma. Prawdopodobnie bez kimona, sądząc po głupim wyrazie twarzy Hidana. Z szelestem spodni przeszła do kuchni, wracając po chwili i zajmując swoje poczesne miejsce między Itachim a Sasorim.
- No, Itachi? - rudowłosy lider nie dawał za wygraną, pytająco unosząc brew. Ga jadła w milczeniu, gapiąc się na swój talerz. Rzeczywiście nie miała kimona, jedynie bandaż okrywający większość klatki piersiowej.
- Trening nam się przeciągnął. - wydusił z siebie. - Skończyliśmy bardzo późnym wieczorem. To zdolna dziewczyna.
- Nie przesadzaj, sensei. - nieco speszona Ćma odezwała się znad talerza, nie podnosząc wzroku. Długie włosy skutecznie kryły jej głęboką konsternację.
- Za pochwały się dziękuje, a nie je podważa... Kemuri no Ga. - odparł powoli mężczyzna. Hidan spoglądał to na niego, to na nią, najwyraźniej usiłując połączyć fakty. Sądząc po nietęgiej minie Konan, jej poszło to znacznie szybciej.
- To musiał być ciężki trening. - odezwał się Sasori grobowym tonem, zyskując pytające spojrzenia reszty organizacji. - Słyszałem sporo hałasu. Krzyk jeden czy drugi... i tak dalej. - wyjaśnił nonszalancko z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Sparing z Ga-chan wcale nie jest łatwy. - przytaknął Itachi, w duchu dziękując Akasunie za ten komentarz.
- Dziękuję, sensei. - mruknęła dziewczyna, kończąc posiłek i wychodząc z jadalni. Marionetkarz powiódł za nią wzrokiem, zauważając krzywo zawiązane bandaże.
Fakt, że do jednego z nich wciąż przyczepiony był długi, czarny włos wcale nie poprawił mu humoru.
Wtem wyciągnięta do przodu ręka zmieniła się we wstęgę dymu, a w miejscu gdzie przed chwilą się znajdowała trafił z zastraszającą prędkością shuriken. Dziewczyna odskoczyła jak oparzona i rozpłynęła się w powietrzu. Jedyne co po niej zostało to smuga dymu, wijąca się między niskimi zaroślami. Kiedy jednak uznała, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, z ciężkiej mgły uformowała się para czujnych oczu, a potem uszu. Z okolicznych zarośli nie dochodził nawet najmniejszy szmer, więc niebawem uwidoczniła się reszta anatomii jasnowłosej kunoichi. Odetchnęła cicho i przymknęła oczy, koncentrując się na wyczuwaniu wszelkich istot w okolicy. Leniwe, bzyczące obecności owadów, drapieżność lisa, przerażenie królika, gnuśność węża.
I nagle - satysfakcja. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i rzuciła w bok. Nad jej głową świsnęła salwa niewielkich kul ognia. Machnęła dłonią, zostawiając za sobą nieco dymu, który szybko przemienił się w chmarę igieł i pomknął w stronę domniemanego napastnika.
Szybko, szybko! Jasnowłosa gnała między drzewami, w stronę występu skalnego na który mogła się wspiąć. Nie miała już zbyt wiele czakry, całkowita przemiana w dym była praktyczna, ale cholernie męcząca. Na razie jej limit wynosił cztery rozpłynięcia dziennie. Niepokojące było dla niej to, że zdążyła wykorzystać już trzy z nich. Niespokojne oczy dziewczyny napotkały w końcu upragnioną skarpę. Musiała tylko wziąć rozbieg i skoczyć, a przewaga wysokości zrobi swoje. Nabrała już sporo wprawy w natychmiastowym formowaniu skrzydeł, jednak nie było jej dane z tego skorzystać. Na skraju pola widzenia zamajaczył jakiś ciemny kształt, a po chwili boleśnie uderzyła plecami o pobliską ścianę skalną.
Zgniotła między zębami przekleństwo, przez mrożącą krew w żyłach chwilę nie mogąc złapać oddechu. No już, dalej!, poganiała samą siebie, usiłując poruszyć odrętwiałymi mięśniami. Zanim do jej płuc wpłynął życiodajny haust powietrza, po obu jej stronach świsnęły kunaie, z niesamowitą precyzją przyszpilając materiał na jej ramionach do zimnej skały. Zesztywniała, patrząc przed siebie, na czarnowłosego mężczyznę w ciemnym płaszczu. Jej serce, już wcześniej bijące głośno od zdrowej dawki adrenaliny, zabiło jeszcze mocniej. Z bezlitosnym spokojem ścigający zbliżał się do uwięzionej jasnowłosej, która jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego krwistoczerwone oczy, naznaczone czarnymi liniami.
Mogła usłyszeć już jego ciężki oddech, jednak nie ruszyła się ani o milimetr, patrząc mu hardo w oczy. Białe źrenice mierzyły się z czarnymi, kiedy ciemnowłosy zatrzymał się niecałe pół metra od swojej ofiary, a powietrze zdawało się gęstnieć z każdą sekundą, niemalże iskrząc od nieprawdopodobnego napięcia i starcia woli. Dziewczyna czekała.
- Przegrałaś. - prychnął mężczyzna, krzyżując ramiona na piersi i patrząc na nią z wyrazem łagodnej nagany. Ćma nieznacznie poruszyła brwią, patrząc na Itachiego wyczekująco. Uchiha rozchylił usta, jednak po chwili znów je zacisnął. - Głupie dziecko. - wymamrotał pod nosem, odwracając się na pięcie i ruszając przed siebie. Jasnowłosa sprawnym ruchem wyciągnęła kunaie, otrzepując pył z ramion.
- I kto to mówi. - rzuciła prowokująco. Itachi obrócił się gwałtownie, aktywując Mangekyou. W ułamku sekundy niebo nabrało barwy krwi, a on znalazł się tuż przed dziewczyną, która ochoczo oddała jego krótki, choć pełen pasji pocałunek.
- Gramy dalej. - szepnął, gdy ulotna chwila bliskości przeminęła. Niebo powróciło do zwykłego, brudnobłękitnego koloru, a Kemuri no Ga zwiesiła głowę, pozwalając długim włosom zasłonić jej subtelny uśmiech przed niepożądanymi oczami.
- Przepraszam, Itachi-sensei. - powiedziała ulegle, podczas gdy Uchiha udawał zdziwionego przerwaniem iluzji.
- Więcej tak nie rób. - rzucił na odchodnym, kierując się szybko w stronę kryjówki. Nie był w stanie powiedzieć, w którym momencie ostatecznie porzucił szlachetny zamiar trzymania swoich uczuć na wodzy. Zapewne miała w tym swoją rolę przewrotna, kobieca natura Ćmy, która mogła swobodnie uniknąć jego zasadzki, jak skonstatował z gorzkim westchnieniem. Jak mógł tak się zapędzić? Sprawy ostatecznie wymknęły się spod kontroli mniej więcej tydzień temu, kiedy usiłował powstrzymać wybuch dziewczyny.
Nie zdążył dobrze przemyśleć wtedy swojej decyzji, a zanim odzyskał wszelkie władze umysłowe, tulił wyzutą z sił Ćmę do snu, wciąż czując w ustach słony smak jej łez. Następnego dnia naszła go w jego pokoju i z mocą oznajmiła "To się stało naprawdę i nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej".
Wcale nie było im z tym łatwo. Każdy gest, spojrzenie - wszystko musiało być ostrożne i naturalne, aby nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń. Każda chwila, która umożliwiała choćby i najkrótszy pocałunek była na wagę złota i podobną wagę dokładała do już i tak ciężkiego sumienia Uchihy.
Do tej pory sądził, że ma jasny plan na pozostałą mu resztkę życia. Wszystko było jasne i przewidywalne, pozostając w idealnej równowadze... Dopóki nie pojawiła się Ćma, zostawiając mu niezbyt wiele opcji, a wszystkie złe.
Na ile mógł jej zaufać? Jak wiele zdążyła się już dowiedzieć, a czego tylko się domyślała? Nie ważne jak długo usiłował wyłuskać jakiś punkt odniesienia, jakąś granicę, napotykał istne urwisko. Aktualnie miał dwie opcje: Albo zakończyć to... coś... zanim ściągnie im na głowę więcej kłopotów, albo obnażyć przed dziewczyną całą prawdę, licząc na jej wyrozumiałość. Ale... czy miał prawo stawiać ją w takiej sytuacji? Wiedział, że umrze w ciągu najbliższych trzech do czterech lat... Czy miał prawo narażać ją na taki ból?
Jednak z drugiej strony, czy byłby w stanie okłamać ją i żyć w tym kłamstwie przez resztę życia? Im dłużej o tym myślał, tym bardziej miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę i uciec z nią gdzieś daleko, może nawet za morze na południu. Wiedział jednak, że owa opcja znajduje się znacznie poza ich zasięgiem i musi radzić sobie z tym, co - metaforycznie - ma w kieszeni.
- W porządku? - z ponurych rozmyślań wyrwał go ciepły ciężar dłoni na ramieniu i troskliwy głos kobiety, której od kilkudziesięciu dni nie był w stanie usunąć ze swoich myśli. Rozejrzał się, ale ani nikogo nie zauważył na korytarzu, ani nie usłyszał w salonie, więc niepewnie chwycił ją za bladą dłoń.
- Chcę z tobą porozmawiać. - powiedział niegłośno, uchylając drzwi do swojej sypialni. Dziewczyna kiwnęła głową z powagą i weszła cicho, zapalając światło. Jego pokój znajdował się po drugiej stronie korytarza, od miejsca dziewczyny oddzielało go wejście do salonu. Sam pokój pozbawiony był jakichkolwiek ozdób czy znaków szczególnych, jakby ktoś dopiero się stąd wyprowadził. Jedyne co zdradzało, że to miejsce jest zamieszkane, to lekko niedomknięta szafa z wystającym kawałkiem czarnego rękawa.
- Co się stało? - zapytała rzeczowo, bez zbytniej krępacji siadając na krawędzi jego łóżka i wbijając w niego spokojne spojrzenie. Itachi nie był w stanie stwierdzić, ile z tego było spowodowane jej rzeczywistym spokojem, a ile wybitną grą aktorską.
Stanął przed nią jak przed komisją egzaminacyjną, nie wiedząc, od czego zacząć. Widać wyczuła jego zdenerwowanie, bo normalnie przeszywający wzrok złagodniał.
- Zacznij od samego początku. - poradziła mu, składając dłonie na podołku. Uchiha wziął głęboki oddech... i zaczął mówić. Mówił długo, na początku nieco nieskładnie, z biegiem czasu coraz pewniej i dokładniej. Powiedział o swojej rodzinie, o agresji Danzo, wojnie i swoim młodszym bracie, oraz postanowieniu jakie podjął: śmierci z rąk ostatniego Uchihy.
- Nie chciałem ci tego mówić, ale...
- Itachi. - Głos Ćmy, czysty i ostry jak północny wiatr, skłonił go do przerwania monologu.
- Ga-chan-
- Nie pozwolę, żebyś cierpiał. - powiedziała twardo, wstając i otrzepując kimono ze zmarszczonymi brwiami. Czarnowłosy zacisnął zęby, wbijając wzrok w podłogę.
- Nic nie rozumiesz...
- Nie, Itachi. - przerwała mu miękko, obejmując dłońmi jego szyję. - To ty nie rozumiesz. Każdy zasługuję na chwilę szczęścia. - Z cichym westchnieniem i pulsującą w jego ramionach drobną sylwetką Ćmy, Itachi osunął się w ciepłą, aksamitną ciemność.
- Co tak późno, Uchiha? - Yahiko zawsze szedł na śniadanie jako pierwszy, jednak poza nim wszyscy członkowie organizacji również byli obecni... I najedzeni.
- Jest jeszcze kawa? - wymamrotał niezbyt przytomnie, osuwając się na krzesło. Konan bez słowa podała mu kubek z czarnym napojem, w który Uchiha zanurzył się niemalże po nos. Niewielka zmiana w atmosferze uświadomiła go, że do pomieszczenia weszła Ćma. Prawdopodobnie bez kimona, sądząc po głupim wyrazie twarzy Hidana. Z szelestem spodni przeszła do kuchni, wracając po chwili i zajmując swoje poczesne miejsce między Itachim a Sasorim.
- No, Itachi? - rudowłosy lider nie dawał za wygraną, pytająco unosząc brew. Ga jadła w milczeniu, gapiąc się na swój talerz. Rzeczywiście nie miała kimona, jedynie bandaż okrywający większość klatki piersiowej.
- Trening nam się przeciągnął. - wydusił z siebie. - Skończyliśmy bardzo późnym wieczorem. To zdolna dziewczyna.
- Nie przesadzaj, sensei. - nieco speszona Ćma odezwała się znad talerza, nie podnosząc wzroku. Długie włosy skutecznie kryły jej głęboką konsternację.
- Za pochwały się dziękuje, a nie je podważa... Kemuri no Ga. - odparł powoli mężczyzna. Hidan spoglądał to na niego, to na nią, najwyraźniej usiłując połączyć fakty. Sądząc po nietęgiej minie Konan, jej poszło to znacznie szybciej.
- To musiał być ciężki trening. - odezwał się Sasori grobowym tonem, zyskując pytające spojrzenia reszty organizacji. - Słyszałem sporo hałasu. Krzyk jeden czy drugi... i tak dalej. - wyjaśnił nonszalancko z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Sparing z Ga-chan wcale nie jest łatwy. - przytaknął Itachi, w duchu dziękując Akasunie za ten komentarz.
- Dziękuję, sensei. - mruknęła dziewczyna, kończąc posiłek i wychodząc z jadalni. Marionetkarz powiódł za nią wzrokiem, zauważając krzywo zawiązane bandaże.
Fakt, że do jednego z nich wciąż przyczepiony był długi, czarny włos wcale nie poprawił mu humoru.
====
Dzisiaj bez notatek autora, bo tak.
========
Eh, napisane! Końcówka, szczerze powiedziawszy, na odwal. 18 powinien być lepszy, ale też nie mogę obiecać ._.
Rozdziałów wyjdzie jednak chyba nieco mniej niż 25. Strzelam na 22 + epilog, ale to też nie jest pewna prognoza.
Dzieje się, oj dzieje w naszym małym Akatsuki!
Niewiele więcej mam do powiedzenia ^w^"
Aha, założyłam bloga zbiorowego na całą resztę mojej radosnej twórczości, ale link podam kiedy indziej, bo jest późno a ja jestem leniwa. No.
Następny rozdział gdzieś w październiku. Pierwszej połowie, jak dobrze pójdzie.
Oka-san.
wtorek, 1 września 2015
Rozdział 16: Odpowiedzialność.
Bez kluczenia i poszukiwań trafienie do najbliższej gospody zajęło im mniej niż godzinę, kiedy już paraliżująca toksyna straciła swój obezwładniający efekt. Itachi, rozebrany z czarnego płaszcza organizacji i z opuszczoną głową opierał się na sporo niższej od siebie dziewczynie, ledwo wlokąc jedną stopę za drugą. Ćma nie narzekała. Zaciskała tylko zęby za każdym razem, kiedy mężczyzna tracił rytm kroków i zaczynał się zataczać.
W końcu posadziła go na wysokim łóżku w wynajętym pokoju i zaczęła tamować leniwy krwotok z przebitych ciężkimi senbonami pleców. W pokoju panowała absolutna cisza, może poza okazjonalnym westchnieniem Ga i syknięciami bólu powoli odzyskującego przytomność Uchihy.
- Kretyn z ciebie. - zakomunikowała cicho, kiedy udało jej się wyciągnąć resztki igieł spomiędzy jego żeber. Zwilżoną szmatką oczyściła ostrożnie rany oraz pokrytą krwawą czerwienią skórę. Itachi usiłował zebrać rozbiegane myśli, wlepiając zamglony wzrok w jej plecy, kiedy skończyła go opatrywać. Jednak każda próba podjęcia spójnego toku myślowego kończyła się powrotem jednego, natrętnego wspomnienia: wystraszonej szarowłosej dziewczyny, która przyszła do izolatki zamiast Konan, aby oczyścić cięcia jego partnera. Teraz, kiedy składała pozostałe bandaże i obmywała dłonie z jego juchy, z tyłu jego głowy czaiło się jedno spostrzeżenie.
- Zmieniłaś się, Ga-chan. - powiedział nieco mamrotliwie, ostrożnie prostując się na skrzypiącym materacu. Dziewczyna zamarła na moment.
- Arigato. - rzuciła przez ramię, ale nie obróciła się. Spojrzała na niego dopiero, kiedy jęk starych sprężyn uświadomił ją, że mężczyzna wstał. Fakt, że wcześniej tego nie zauważył wprawiał go w zdziwienie pomieszane z zażenowaniem. Powoli zaczął przypominać sobie historie, które słyszał kiedy zbierał informacje na temat swojej przyszłej uczennicy.* Krótkie przebąknięcie o jej chłodnej kalkulacji od Kakuzu, pobieżne wspomnienie Konan o ukrywaniu się przed Hidanem i jego własne wrażenia z dnia, w którym pierwszy raz na siebie wpadli. Teraz z tej strachliwej, nerwowej dziewczyny przez kilka miesięcy wyrosła dzielna, stanowcza kobieta.
- Itachi-sensei. - Jej głos wyrwał go z zamyślenia i uświadomił, że z siedzenia na łóżku nagle znalazł się tuż przed pełną cichej urazy dziewczyną. - Nie musiałeś mnie bronić.
- Nie mógłbym obronić nas oboje. - chrypnął, zionąc krwią. Uszkodzone igłami płuca piekły jak szlag przy każdym oddechu i zwiastowały tygodniowe plucie czerwienią. Jasnowłosa zacisnęła zęby.
- Widziałam pociski. Zdążyłabym ich uniknąć. - powiedziała gniewnie. Itachi próbował odpowiedzieć, ale zakrztusił się i zachwiał, opierając dłonie dla równowagi o niewysoką komodę za plecami Ćmy, która bez wahania podtrzymała go i nakryła jego usta czystym bandażem, który zaraz pokrył się świeżą posoką.
Nie przyznałby się do tego przed Ga - choć bystra kobieta pewnie zdążyła to już wyczuć - ale sam nie rozumiał odruchu, który bez zastanowienia popchnął go, aby własnym ciałem zasłonić towarzyszkę.** Czuł się jednak winny, że naraził ją na niebezpieczeństwo. I choć wszystkie okoliczności przemawiały na jego usprawiedliwienie, nie był w stanie pozbyć się tego gniotącego wnętrzności poczucia winy. To on upierał się przy misji. On wydawał rozkazy, on popełnił błąd. Dziewczyna też jest poszukiwana, jak mógł o tym zapomnieć? A ich przeciwnik był silny...
- Co się stało... Z Urushim...? - zapytał, kiedy otarła krew z kącika jego ust. Dalej przechodziły ją ciarki, kiedy o tym myślała. Świst broni lecącej w jej kierunku, wytrzeszczone z bólu oczy jej nauczyciela i mdląco jaskrawa nić krwi wydobywająca się z jego bladych ust... A potem tylko wściekłość przemieszana z rozpaczą oraz cichym akompaniamentem łamanego bez oporu karku i padającego na szeleszczącą cicho trawę ciała łowcy głów.
- Martwy. Spieniężony. - rzuciła krótko, z nieznacznie ściągniętymi brwiami zmywając smugi krwi z jego podbródka. Nie chciała dać po sobie poznać, jak wielkim strachem napawało ją to wspomnienie. Chaos, kompletny chaos, zarówno w sercu jak i w głowie.
- Kemuri no Ga... - usłyszała swoje imię i podniosła głowę, napotykając błyszczące niczym w gorączce oczy Uchihy. - Dziękuję. - szepnął cicho i pochylił się nad nią, sam nie będąc do końca pewien, co właściwie robi. Dziewczynę przeszedł dziwny dreszcz.
- Powinieneś się położyć. - powiedziała szybko, wycofując się w stronę łazienki. Splotła nerwowo dłonie za plecami, czując się nietypowo skrępowana. - Poradzisz sobie, prawda Itachi-ssensei? - zapytała. Mężczyzna skinął głową nieprzytomnie, czując nieprzyjemne ciepło w okolicach żołądka. Dziewczyna odetchnęła nerwowo i chwyciła pełną czerwonawej wody miskę, znikając po chwili w mniejszym pomieszczeniu.
W nocy Itachi długo nie mógł zasnąć, leżąc na brzuchu i wpatrując się nieruchomo w noc. Głuche pulsowanie nie było aż tak silne aby uniemożliwić sen, jednak ten po prostu nie nadchodził, zostawiając mężczyznę sam na sam z własnymi myślami. Kilkakrotnie miał ochotę zwrócić się do śpiącej kilka metrów za nim Ćmy***, jednak zawsze zmieniał zdanie w ostatniej chwili. Nie powinien denerwować jej bardziej. Z niespokojnymi myślami krążącymi mu nad głową jak stado sępów i nieznośnym ciężarem w piersi zapadł w niespokojny sen.
Po porannej zmianie opatrunków i umiarkowanie spokojnym, acz milczącym śniadaniu dwójka nukeninów ruszyła w podróż powrotną. Ze względu na dużą ilość czasu oraz powolny powrót Itachiego do zdrowia nie było im spieszno. Poruszali się w równym tempie, przestając w mniejszych miasteczkach i nocując w przydrożnych gospodach. W jednej z mijanych wiosek trafili nawet na lokalny festyn, gdzie oczarowana kolorowymi lampionami i stoiskami sprzedawców najdziwniejszych rozmaitości Ga spędziła chyba najbardziej beztroskie popołudnie w swoim młodym życiu.
Szczególnie pochłonęło ją stoisko oferujące rozmaite kosmetyki, gdzie spędziła dobre pół godziny, podziwiając z nieco dziecięcym zachwytem cudownie żywe kolory lakierów do paznokci, pozamykane w maleńkich buteleczkach. Itachi wodził za nią wzrokiem, kiedy dryfowała jak biała chmura przez kolorowe ulice. Widząc rozmarzoną minę dziewczyny i narastającą ciekawość sprzedawcy, mężczyzna dyskretnie zgarnął uczennicę, proponując skosztowanie dango ze stoiska za rogiem ulicy. Ga zgodziła się ochoczo i ruszyła przodem, a on dołączył do niej kilkanaście minut później, starannie nie wspominając o przyczynie zwłoki.
Dwa dni później znaleźli się u drzwi siedziby głównej organizacji. Stan Itachiego znacznie się polepszył, choć wciąż nie sypiał na plecach, a z Ćmy opadły emocje i powróciła do swojego zwykłego, flegmatycznego spokoju. Zgodnie przekroczyli próg kryjówki, udając się do gabinetu lidera - każde z mocnym zamiarem postawienia na swoim.
Itachi zapukał do drzwi i odczekał chwilę, po której usłyszał dość rozkojarzony głos Yahiko.
- Otwarte! Znaczy się, wejdź! - zaplątał się mężczyzna. Shinobi i kunoichi wymienili krótkie spojrzenia, po czym rzeczywiście weszli. Konan stała blisko oparcia fotela, na którym zaaferowany rudowłosy trzymał wyschnięty pędzel. Oboje wydawali się nieco podejrzanie przejęci leżącymi na biurku papierami (rutynowe kosztorysy Kakuzu, jak z cichym rozbawieniem zauważyła dziewczyna). ****
- Nie przeszkadzamy? - zapytał niewinnie mężczyzna, zyskując pełen cichej groźby wzrok przełożonego. Kobiety porozumiały się spojrzeniem.
- Skąd. - zapewnił Yahiko, obracając narzędzie w dłoni. - Jak misja? Egzamin zdany? - odciął się.
- Wykonana i zdany. - odparował spokojnie Itachi, kładąc sakiewkę ryo na biurku przed nim. Lider zważył ją w dłoni i powiódł lekko zdziwionym spojrzeniem między powściągliwie zadowoloną z siebie Ga a profesjonalnie spokojnym Uchihą.
- Żadnych trudności? - rzucił bardziej z rutyny niż niedowierzania. Itachi znów poczuł, jak w jego żołądku formuje się lodowy supeł. Jest odpowiedzialny, powinien zdać raport. Jednak zanim otworzył usta, odezwała się jasnowłosa.
- Żadnych, Yahiko-sama. - zapewniła, prostując się dumnie. Mężczyzna spojrzał na nią przelotnie, po czym skłonił się kurtuazyjnie.
- Za pozwoleniem... Zostawiam Kemuri no Ga aby zdała dokładny raport. - powiedział nieco sztywno, chwilę później obracając się na pięcie i opuszczając pomieszczenie.
Choć nieco skołowana nagłą ucieczką nauczyciela, dziewczyna nie okazała zdziwienia. W imię świętego spokoju zdała ściśle służbową relację z całej misji, ignorując znaczące spojrzenia domagającej się szerszych zwierzeń Konan. Takie tematy na ogół zostawiały do omówienia w kuchni, gdzie nikt nie wchodził im w paradę i mogły gadać o wszystkim, co przyszło im na myśl. Dla Ćmy, która nigdy nie przeżywała takiej interakcji, było to niesamowite doświadczenie. Teraz jednak zaczęła reagować jej wrodzona nieufność i zastanawiała się, czy aby na pewno powinna wtajemniczyć starszą kunoichi we wszystkie niuanse wyprawy.
Z ciężkim westchnieniem jasnowłosa weszła do swojego pokoju i odłożyła torbę obok szafy, aby nie zapomnieć jej rozpakować. Bezwiednie potarła bladą skroń, wbijając zamyślony wzrok w gładką, chłodną pościel.
- Nie musiałaś tego robić. - usłyszała z boku stanowczy głos.
- Ty też nie. - odgryzła się, odwracając szybko w stronę ciemnej figury Itachiego, opierającego się o ścianę obok jej regału z książkami. Zacisnął nieznacznie usta, odsuwając się od niej i wykonując drobny ruch dłonią, w której trzymał podłużny pakunek.
- Przyniosłem ci książkę. - rzucił chłodno. Nie wiedział, jak inaczej ją przeprosić. Słowa nie wydawały się wystarczające w świecie notorycznych kłamstw. Dziewczyna w odpowiedzi jedynie zacisnęła pięści.
- Nie chcę twoich książek! - syknęła, postępując krok w jego stronę i celując palcem w jego pierś. - Nie jestem dzieckiem...
- Zapominasz się, Kemuri no-
- SŁUCHAJ MNIE! - wrzasnęła, gwałtownie odrzucając wyciągnięte wcześniej ramię w tył. Książki, do tej pory stojące spokojnie na półce z furkotem przeleciały tuż obok ich głów. Mężczyzna zesztywniał, po czym wyciągnął przed siebie ręce w uspokajającym geście, jednak Ćma nic sobie z tego nie robiła.
- Nie potrzebuję twojej ochrony! - krzyczała, podczas gdy coraz więcej przedmiotów w pokoju zaczęło niebezpiecznie zmieniać położenie.
- Ga-chan...
- Blisko dwie dekady***** w Chi no Kiri, Wiosce Krwawej Mgły! Rozbiłam więcej rodzin, niż w życiu zdążyłeś poznać! - kontynuowała swój gniewny monolog. Itachi skulił się nieco, słysząc jej oświadczenie, ale udało mu się nie stracić zimnej krwi. Jego serce ściskało się boleśnie, kiedy w spojrzeniu jasnowłosej poza wyrzutem dostrzegł całą rangę innych uczuć: od bólu aż po strach.
- Zabiłam... zabiłam ich wszystkich.... - szepnęła nagle, kuląc się i oddychając coraz ciężej. Uchiha chwycił ją pod łokcie, chroniąc przed osunięciem się na podłogę. Rozmaite przedmioty furkotały wokół nich jak w cichym huraganie, który nasilał się w miarę pogorszenia stanu Ćmy.
- Ga-chan, patrz na mnie! - rozkazał z wyraźnie wyczuwalną w głosie paniką. Zmusił ją do podniesienia objętej ramionami głowy. Twarz dziewczyny wyglądała jak żywy obraz paniki: zwężone do granic możliwości źrenice i płynące po zaczerwienionych policzkach łzy strachu.
- Nie... mogę... - dyszała, nieprzytomnie wodząc wzrokiem wokół. - Boję się... - jęknęła, zaciskając dłonie na nadgarstkach obejmującego jej twarz mężczyzny. Zapętlała się we własnym strachu, nie mogąc opanować latających wokół nich rzeczy, a im bardziej się bała, tym szybciej latały one po pokoju.
Itachi starał się zachować spokój, ale nie było to łatwe, kiedy nad głową latała ciężka figurka rekina, na dodatek z prędkością zdolną przetrącić komuś kark. Bez przerwy patrzył dziewczynie w oczy i mówił do niej, jednak nie odnosiło to skutku. Ćma traciła kontrolę nad swoim oddechem, hiperwentylowała się i dławiła własnymi łzami.
Mężczyzna czuł się kompletnie bezradny. Jedyne, co mógł w tej chwili zrobić, to zostać z nią i dopilnować, aby nie zrobiła sobie krzywdy - ewentualnie udzielić pomocy, jeśli straci przytomność. Chyba, że...
Zanim zdążył uświadomić sobie, jak niedorzeczny jest pomysł który właśnie wskoczył mu do głowy, było już za późno. Poruszył się, wykorzystując niewielki dystans między nimi, a huk upadających na ziemię książek i brzęk łamiącej się figurki były ostatnim co pamiętał. Później był już tylko słony posmak łez i miękkie ciepło warg Ga, na których złożył iście kretyński, nagły pocałunek.
+++++++
*Pamiętacie, kiedy Ćma szła na pierwszy trening? Rozdział bodajże 8. Kiedy wyszła z izolatki Kisame wspominał ten właśnie "wywiad środowiskowy" Itachiego; teraz już wiecie co za tajemniczy "ktoś", który pytał o dziewczynę.
**W pierwszej serii Sasuke zasłonił w podobnych okolicznościach Naruto. Widać w rodzinie nic nie ginie :)
***Gwoli ścisłości: łóżka były dwa i stały w odległości kilku metrów od siebie. Ćma też wtedy nie spała, nawiasem mówiąc.
****Dajcie spokój, kto normalny by to czytał?! Kiepska przykrywka, Liderku.
*****"Blisko dwie dekady" może oznaczać zarówno 17 jak i 21 lat. Jak obstawiacie, ile lat ma wiotka Kemuri no Ga? (skoro kanonem okazało się ItaGa, muszę mieć jakiś inny sposób, żeby Was pomęczyć <3 )
+++++++
Jak widzicie, dodałam sekcję Komentarz Autora. To opowiadanie aż się roi od nawiązań, z których czasami jestem bardzo dumna, innym razem mam po prostu obserwację dotyczącą konkretnego zdania którą chcę się podzielić, a nie mogę wszędzie wstawiać nawiasów - psułoby to atmosferę opo, które z założenia jest dramatem.
Zmiany, zmiany! Musiałam porzucić część moich hobby w celu lepszego skupienia się na moich projektach literackich, ale tych zamiast ubywać, ciągle przybywa. W kolejce do napisania, dokończenia i ewentualnej publikacji stoi historia drugiego OC z Naruto, z Tokyo Ghoul, dwuksięgowy collab z Fairy Tail (pamiętam o tobie, Cath. Mam już prawie zaprojektowane OC i zaczątek historii, ale będę potrzebowała pomocy), moja oryginalna powieść oraz kilka mniejszych, które też chciałabym zamknąć. Moja wyobraźnia jest stanowczo nadpobudliwa.
Swoją szosą udało mi się namówić koleżankę, która szalenie lubi ten okaz mojej grafomanii, aby smarnęła fanarta Ćmy.
Oto on, autorstwa Skandalicznej Panny Lucy. Podziwiajcie go, a ja w tym czasie wymknę się tylnymi drzwiami i więcej mnie nie zobaczycie, muahahaha. Następny rozdział przed końcem września.
W końcu posadziła go na wysokim łóżku w wynajętym pokoju i zaczęła tamować leniwy krwotok z przebitych ciężkimi senbonami pleców. W pokoju panowała absolutna cisza, może poza okazjonalnym westchnieniem Ga i syknięciami bólu powoli odzyskującego przytomność Uchihy.
- Kretyn z ciebie. - zakomunikowała cicho, kiedy udało jej się wyciągnąć resztki igieł spomiędzy jego żeber. Zwilżoną szmatką oczyściła ostrożnie rany oraz pokrytą krwawą czerwienią skórę. Itachi usiłował zebrać rozbiegane myśli, wlepiając zamglony wzrok w jej plecy, kiedy skończyła go opatrywać. Jednak każda próba podjęcia spójnego toku myślowego kończyła się powrotem jednego, natrętnego wspomnienia: wystraszonej szarowłosej dziewczyny, która przyszła do izolatki zamiast Konan, aby oczyścić cięcia jego partnera. Teraz, kiedy składała pozostałe bandaże i obmywała dłonie z jego juchy, z tyłu jego głowy czaiło się jedno spostrzeżenie.
- Zmieniłaś się, Ga-chan. - powiedział nieco mamrotliwie, ostrożnie prostując się na skrzypiącym materacu. Dziewczyna zamarła na moment.
- Arigato. - rzuciła przez ramię, ale nie obróciła się. Spojrzała na niego dopiero, kiedy jęk starych sprężyn uświadomił ją, że mężczyzna wstał. Fakt, że wcześniej tego nie zauważył wprawiał go w zdziwienie pomieszane z zażenowaniem. Powoli zaczął przypominać sobie historie, które słyszał kiedy zbierał informacje na temat swojej przyszłej uczennicy.* Krótkie przebąknięcie o jej chłodnej kalkulacji od Kakuzu, pobieżne wspomnienie Konan o ukrywaniu się przed Hidanem i jego własne wrażenia z dnia, w którym pierwszy raz na siebie wpadli. Teraz z tej strachliwej, nerwowej dziewczyny przez kilka miesięcy wyrosła dzielna, stanowcza kobieta.
- Itachi-sensei. - Jej głos wyrwał go z zamyślenia i uświadomił, że z siedzenia na łóżku nagle znalazł się tuż przed pełną cichej urazy dziewczyną. - Nie musiałeś mnie bronić.
- Nie mógłbym obronić nas oboje. - chrypnął, zionąc krwią. Uszkodzone igłami płuca piekły jak szlag przy każdym oddechu i zwiastowały tygodniowe plucie czerwienią. Jasnowłosa zacisnęła zęby.
- Widziałam pociski. Zdążyłabym ich uniknąć. - powiedziała gniewnie. Itachi próbował odpowiedzieć, ale zakrztusił się i zachwiał, opierając dłonie dla równowagi o niewysoką komodę za plecami Ćmy, która bez wahania podtrzymała go i nakryła jego usta czystym bandażem, który zaraz pokrył się świeżą posoką.
Nie przyznałby się do tego przed Ga - choć bystra kobieta pewnie zdążyła to już wyczuć - ale sam nie rozumiał odruchu, który bez zastanowienia popchnął go, aby własnym ciałem zasłonić towarzyszkę.** Czuł się jednak winny, że naraził ją na niebezpieczeństwo. I choć wszystkie okoliczności przemawiały na jego usprawiedliwienie, nie był w stanie pozbyć się tego gniotącego wnętrzności poczucia winy. To on upierał się przy misji. On wydawał rozkazy, on popełnił błąd. Dziewczyna też jest poszukiwana, jak mógł o tym zapomnieć? A ich przeciwnik był silny...
- Co się stało... Z Urushim...? - zapytał, kiedy otarła krew z kącika jego ust. Dalej przechodziły ją ciarki, kiedy o tym myślała. Świst broni lecącej w jej kierunku, wytrzeszczone z bólu oczy jej nauczyciela i mdląco jaskrawa nić krwi wydobywająca się z jego bladych ust... A potem tylko wściekłość przemieszana z rozpaczą oraz cichym akompaniamentem łamanego bez oporu karku i padającego na szeleszczącą cicho trawę ciała łowcy głów.
- Martwy. Spieniężony. - rzuciła krótko, z nieznacznie ściągniętymi brwiami zmywając smugi krwi z jego podbródka. Nie chciała dać po sobie poznać, jak wielkim strachem napawało ją to wspomnienie. Chaos, kompletny chaos, zarówno w sercu jak i w głowie.
- Kemuri no Ga... - usłyszała swoje imię i podniosła głowę, napotykając błyszczące niczym w gorączce oczy Uchihy. - Dziękuję. - szepnął cicho i pochylił się nad nią, sam nie będąc do końca pewien, co właściwie robi. Dziewczynę przeszedł dziwny dreszcz.
- Powinieneś się położyć. - powiedziała szybko, wycofując się w stronę łazienki. Splotła nerwowo dłonie za plecami, czując się nietypowo skrępowana. - Poradzisz sobie, prawda Itachi-ssensei? - zapytała. Mężczyzna skinął głową nieprzytomnie, czując nieprzyjemne ciepło w okolicach żołądka. Dziewczyna odetchnęła nerwowo i chwyciła pełną czerwonawej wody miskę, znikając po chwili w mniejszym pomieszczeniu.
W nocy Itachi długo nie mógł zasnąć, leżąc na brzuchu i wpatrując się nieruchomo w noc. Głuche pulsowanie nie było aż tak silne aby uniemożliwić sen, jednak ten po prostu nie nadchodził, zostawiając mężczyznę sam na sam z własnymi myślami. Kilkakrotnie miał ochotę zwrócić się do śpiącej kilka metrów za nim Ćmy***, jednak zawsze zmieniał zdanie w ostatniej chwili. Nie powinien denerwować jej bardziej. Z niespokojnymi myślami krążącymi mu nad głową jak stado sępów i nieznośnym ciężarem w piersi zapadł w niespokojny sen.
Po porannej zmianie opatrunków i umiarkowanie spokojnym, acz milczącym śniadaniu dwójka nukeninów ruszyła w podróż powrotną. Ze względu na dużą ilość czasu oraz powolny powrót Itachiego do zdrowia nie było im spieszno. Poruszali się w równym tempie, przestając w mniejszych miasteczkach i nocując w przydrożnych gospodach. W jednej z mijanych wiosek trafili nawet na lokalny festyn, gdzie oczarowana kolorowymi lampionami i stoiskami sprzedawców najdziwniejszych rozmaitości Ga spędziła chyba najbardziej beztroskie popołudnie w swoim młodym życiu.
Szczególnie pochłonęło ją stoisko oferujące rozmaite kosmetyki, gdzie spędziła dobre pół godziny, podziwiając z nieco dziecięcym zachwytem cudownie żywe kolory lakierów do paznokci, pozamykane w maleńkich buteleczkach. Itachi wodził za nią wzrokiem, kiedy dryfowała jak biała chmura przez kolorowe ulice. Widząc rozmarzoną minę dziewczyny i narastającą ciekawość sprzedawcy, mężczyzna dyskretnie zgarnął uczennicę, proponując skosztowanie dango ze stoiska za rogiem ulicy. Ga zgodziła się ochoczo i ruszyła przodem, a on dołączył do niej kilkanaście minut później, starannie nie wspominając o przyczynie zwłoki.
Dwa dni później znaleźli się u drzwi siedziby głównej organizacji. Stan Itachiego znacznie się polepszył, choć wciąż nie sypiał na plecach, a z Ćmy opadły emocje i powróciła do swojego zwykłego, flegmatycznego spokoju. Zgodnie przekroczyli próg kryjówki, udając się do gabinetu lidera - każde z mocnym zamiarem postawienia na swoim.
Itachi zapukał do drzwi i odczekał chwilę, po której usłyszał dość rozkojarzony głos Yahiko.
- Otwarte! Znaczy się, wejdź! - zaplątał się mężczyzna. Shinobi i kunoichi wymienili krótkie spojrzenia, po czym rzeczywiście weszli. Konan stała blisko oparcia fotela, na którym zaaferowany rudowłosy trzymał wyschnięty pędzel. Oboje wydawali się nieco podejrzanie przejęci leżącymi na biurku papierami (rutynowe kosztorysy Kakuzu, jak z cichym rozbawieniem zauważyła dziewczyna). ****
- Nie przeszkadzamy? - zapytał niewinnie mężczyzna, zyskując pełen cichej groźby wzrok przełożonego. Kobiety porozumiały się spojrzeniem.
- Skąd. - zapewnił Yahiko, obracając narzędzie w dłoni. - Jak misja? Egzamin zdany? - odciął się.
- Wykonana i zdany. - odparował spokojnie Itachi, kładąc sakiewkę ryo na biurku przed nim. Lider zważył ją w dłoni i powiódł lekko zdziwionym spojrzeniem między powściągliwie zadowoloną z siebie Ga a profesjonalnie spokojnym Uchihą.
- Żadnych trudności? - rzucił bardziej z rutyny niż niedowierzania. Itachi znów poczuł, jak w jego żołądku formuje się lodowy supeł. Jest odpowiedzialny, powinien zdać raport. Jednak zanim otworzył usta, odezwała się jasnowłosa.
- Żadnych, Yahiko-sama. - zapewniła, prostując się dumnie. Mężczyzna spojrzał na nią przelotnie, po czym skłonił się kurtuazyjnie.
- Za pozwoleniem... Zostawiam Kemuri no Ga aby zdała dokładny raport. - powiedział nieco sztywno, chwilę później obracając się na pięcie i opuszczając pomieszczenie.
Choć nieco skołowana nagłą ucieczką nauczyciela, dziewczyna nie okazała zdziwienia. W imię świętego spokoju zdała ściśle służbową relację z całej misji, ignorując znaczące spojrzenia domagającej się szerszych zwierzeń Konan. Takie tematy na ogół zostawiały do omówienia w kuchni, gdzie nikt nie wchodził im w paradę i mogły gadać o wszystkim, co przyszło im na myśl. Dla Ćmy, która nigdy nie przeżywała takiej interakcji, było to niesamowite doświadczenie. Teraz jednak zaczęła reagować jej wrodzona nieufność i zastanawiała się, czy aby na pewno powinna wtajemniczyć starszą kunoichi we wszystkie niuanse wyprawy.
Z ciężkim westchnieniem jasnowłosa weszła do swojego pokoju i odłożyła torbę obok szafy, aby nie zapomnieć jej rozpakować. Bezwiednie potarła bladą skroń, wbijając zamyślony wzrok w gładką, chłodną pościel.
- Nie musiałaś tego robić. - usłyszała z boku stanowczy głos.
- Ty też nie. - odgryzła się, odwracając szybko w stronę ciemnej figury Itachiego, opierającego się o ścianę obok jej regału z książkami. Zacisnął nieznacznie usta, odsuwając się od niej i wykonując drobny ruch dłonią, w której trzymał podłużny pakunek.
- Przyniosłem ci książkę. - rzucił chłodno. Nie wiedział, jak inaczej ją przeprosić. Słowa nie wydawały się wystarczające w świecie notorycznych kłamstw. Dziewczyna w odpowiedzi jedynie zacisnęła pięści.
- Nie chcę twoich książek! - syknęła, postępując krok w jego stronę i celując palcem w jego pierś. - Nie jestem dzieckiem...
- Zapominasz się, Kemuri no-
- SŁUCHAJ MNIE! - wrzasnęła, gwałtownie odrzucając wyciągnięte wcześniej ramię w tył. Książki, do tej pory stojące spokojnie na półce z furkotem przeleciały tuż obok ich głów. Mężczyzna zesztywniał, po czym wyciągnął przed siebie ręce w uspokajającym geście, jednak Ćma nic sobie z tego nie robiła.
- Nie potrzebuję twojej ochrony! - krzyczała, podczas gdy coraz więcej przedmiotów w pokoju zaczęło niebezpiecznie zmieniać położenie.
- Ga-chan...
- Blisko dwie dekady***** w Chi no Kiri, Wiosce Krwawej Mgły! Rozbiłam więcej rodzin, niż w życiu zdążyłeś poznać! - kontynuowała swój gniewny monolog. Itachi skulił się nieco, słysząc jej oświadczenie, ale udało mu się nie stracić zimnej krwi. Jego serce ściskało się boleśnie, kiedy w spojrzeniu jasnowłosej poza wyrzutem dostrzegł całą rangę innych uczuć: od bólu aż po strach.
- Zabiłam... zabiłam ich wszystkich.... - szepnęła nagle, kuląc się i oddychając coraz ciężej. Uchiha chwycił ją pod łokcie, chroniąc przed osunięciem się na podłogę. Rozmaite przedmioty furkotały wokół nich jak w cichym huraganie, który nasilał się w miarę pogorszenia stanu Ćmy.
- Ga-chan, patrz na mnie! - rozkazał z wyraźnie wyczuwalną w głosie paniką. Zmusił ją do podniesienia objętej ramionami głowy. Twarz dziewczyny wyglądała jak żywy obraz paniki: zwężone do granic możliwości źrenice i płynące po zaczerwienionych policzkach łzy strachu.
- Nie... mogę... - dyszała, nieprzytomnie wodząc wzrokiem wokół. - Boję się... - jęknęła, zaciskając dłonie na nadgarstkach obejmującego jej twarz mężczyzny. Zapętlała się we własnym strachu, nie mogąc opanować latających wokół nich rzeczy, a im bardziej się bała, tym szybciej latały one po pokoju.
Itachi starał się zachować spokój, ale nie było to łatwe, kiedy nad głową latała ciężka figurka rekina, na dodatek z prędkością zdolną przetrącić komuś kark. Bez przerwy patrzył dziewczynie w oczy i mówił do niej, jednak nie odnosiło to skutku. Ćma traciła kontrolę nad swoim oddechem, hiperwentylowała się i dławiła własnymi łzami.
Mężczyzna czuł się kompletnie bezradny. Jedyne, co mógł w tej chwili zrobić, to zostać z nią i dopilnować, aby nie zrobiła sobie krzywdy - ewentualnie udzielić pomocy, jeśli straci przytomność. Chyba, że...
Zanim zdążył uświadomić sobie, jak niedorzeczny jest pomysł który właśnie wskoczył mu do głowy, było już za późno. Poruszył się, wykorzystując niewielki dystans między nimi, a huk upadających na ziemię książek i brzęk łamiącej się figurki były ostatnim co pamiętał. Później był już tylko słony posmak łez i miękkie ciepło warg Ga, na których złożył iście kretyński, nagły pocałunek.
+++++++
*Pamiętacie, kiedy Ćma szła na pierwszy trening? Rozdział bodajże 8. Kiedy wyszła z izolatki Kisame wspominał ten właśnie "wywiad środowiskowy" Itachiego; teraz już wiecie co za tajemniczy "ktoś", który pytał o dziewczynę.
**W pierwszej serii Sasuke zasłonił w podobnych okolicznościach Naruto. Widać w rodzinie nic nie ginie :)
***Gwoli ścisłości: łóżka były dwa i stały w odległości kilku metrów od siebie. Ćma też wtedy nie spała, nawiasem mówiąc.
****Dajcie spokój, kto normalny by to czytał?! Kiepska przykrywka, Liderku.
*****"Blisko dwie dekady" może oznaczać zarówno 17 jak i 21 lat. Jak obstawiacie, ile lat ma wiotka Kemuri no Ga? (skoro kanonem okazało się ItaGa, muszę mieć jakiś inny sposób, żeby Was pomęczyć <3 )
+++++++
Jak widzicie, dodałam sekcję Komentarz Autora. To opowiadanie aż się roi od nawiązań, z których czasami jestem bardzo dumna, innym razem mam po prostu obserwację dotyczącą konkretnego zdania którą chcę się podzielić, a nie mogę wszędzie wstawiać nawiasów - psułoby to atmosferę opo, które z założenia jest dramatem.
Zmiany, zmiany! Musiałam porzucić część moich hobby w celu lepszego skupienia się na moich projektach literackich, ale tych zamiast ubywać, ciągle przybywa. W kolejce do napisania, dokończenia i ewentualnej publikacji stoi historia drugiego OC z Naruto, z Tokyo Ghoul, dwuksięgowy collab z Fairy Tail (pamiętam o tobie, Cath. Mam już prawie zaprojektowane OC i zaczątek historii, ale będę potrzebowała pomocy), moja oryginalna powieść oraz kilka mniejszych, które też chciałabym zamknąć. Moja wyobraźnia jest stanowczo nadpobudliwa.
Swoją szosą udało mi się namówić koleżankę, która szalenie lubi ten okaz mojej grafomanii, aby smarnęła fanarta Ćmy.
Oto on, autorstwa Skandalicznej Panny Lucy. Podziwiajcie go, a ja w tym czasie wymknę się tylnymi drzwiami i więcej mnie nie zobaczycie, muahahaha. Następny rozdział przed końcem września.
Subskrybuj:
Posty (Atom)