poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 21: Wspomnienie


Co za nostalgiczny widok. Jasne, niemalże białe włosy odgarniane niecierpliwie za mlecznoróżowe ucho wąską rączką, która następnie sięga na stół po małe dłuto. Nagle jasna głowa podnosi się i wbija we mnie parę pytających oczu. Uśmiecham się mimowolnie i wyciągam dłoń aby ją łagodnie poklepać. Drobne usta otwierają się i zdaje się, że chcą coś powiedzieć, ale do moich uszu dociera jedynie odległy szum. Odruchowo kiwam głową, nie odrywając spojrzenia od tych wielkich oczu. Jasna głowa znów pochyla się nad zepsutą marionetką, a w mojej głowie krąży tylko jedna myśl: jak dobrze, jak nieskończenie dobrze móc cię widzieć, moja imoto. Ten moment powinien trwać wiecznie.
- Niech to wspomnienie nigdy nie opuści naszych serc. Niech ta pamięć wskazuje nam drogę pośród największych ciemności. Niech jej ofiara nigdy nie zostanie przez nas zapomniana.
Cichy, poważny głos Lidera wyrwał Sasoriego z nostalgicznej wizji. Przez chwilę kręcił głową, próbując przypomnieć sobie czemu wszyscy - poza Itachim, jak zdążył zauważyć - siedzą w salonie z ponurymi minami. Zaraz jednak dopadają go wspomnienia sprzed tygodnia i marionetkarz jakby zapada się w sobie.
Ta wizja musiała przyćmić moją pamięć. Jak mogłem zapomnieć, że zaledwie kilka dni temu straciłem siostrę?
Uchwycił przez moment puste spojrzenie Konan, jednak odwrócił wzrok, wstając. Nie miał ochoty dłużej tu siedzieć.
- Skończmy tę szopkę. -powiedział chłodno. - Nie mamy nawet czego grzebać. Po Kemuri no Ga nic już nie zostało. - ignorując zbolałe spojrzenia obrócił się na pięcie i wyszedł. Cóż, Ćma w końcu znalazła miejsce, gdzie Hidan jej nie znajdzie.
Był bardziej niż wściekły.
Na Orochimaru, że podstępnie wbił mu nóż w plecy.
Na Konan, że nieprzytomna wyglądała na tak przekonująco martwą.
Na Ga, że po dziesięciu minutach zamiast wrócić, zginęła.
A ponad wszystko był wściekły na Itachiego. Nie tylko za to, że nie był w stanie uchronić jego ukochanej siostry oraz wybić jej z głowy tak głupi pomysł, ale że po wszystkim nie miał nawet dość jaj aby pojawić się na stypie.
Znajomy szelest przewracanej strony zmusił rudowłosego do zatrzymania się wpół kroku. Minęło kilka bolesnych sekund zanim uświadomił sobie, że źródłem znajomego dźwięku była książka na którą nadepnął przez nieuwagę, pogrążony we własnym żalu. Trzęsąc się nieznacznie podniósł zmaltretowany tomik z podłogi, zachodząc w głowę jak przetrwał usuwanie gruzów.
Zobaczmy...
Serce marionetkarza zatrzymało się, gdy rozpoznał swoje pismo na stronie tytułowej, w miejscu oderwanej okładki. Pamiętał ten tomik poezji i pamiętał, jak pisał tę dedykację.
"Zobaczmy, jak długo to przetrwa".
Jego palce zacisnęły się mimowolnie na i tak już zniszczonym papierze.
Imoto... To nie tak miało wyglądać.
Machinalnie odwrócił wzrok w stronę pokoju Itachiego. Szczerze powiedziawszy, nie widział go od czasu tego... wypadku. Kiedy tylko odzyskał zmysły, Uchiha zamknął się w jednym z pozostałych pokojów i nie pozwalał nikomu się do siebie zbliżyć.
Ćma byłaby wściekła. Najprawdopodobniej na mnie.
Sasori westchnął ciężko i zbliżył się do cichych drzwi. Zapukał krótko
- Wchodzę, Itachi. - oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu, naciskając klamkę.
Delikatna firanka dymu rozmyła się, kiedy tylko drzwi stanęły otworem, ukazując Uchihę siedzącego na piętach przed dużym lustrem. W powietrzu wisiał nieprzyjemny zapach krwi i niemytego ciała. Wszędzie walały się skrawki papieru, bandaże, a nawet kilka butelek wciśniętych w kąt.
Marionetkarz zdusił w sobie odruchową odrazę i chęć obrócenia się na pięcie. Wbił spojrzenie w nieruchomego mężczyznę, zwróconego do niego profilem. Podobnie jak sam pokój, był w żałosnym stanie. Splątane włosy były ledwo trzymane w szachu przez jego zwykłego, niskiego kucyka, a czarna koszulka była brudna i pomięta.
- Itachi.
- Wyjdź. - odezwał się przyduszonym głosem, zaciskając palce na poplamionym, jasnym materiale który leżał na jego kolanach. Sasori zmarszczył brwi.
- Posłuchaj, Uchiha... - zaczął tonem, który nie wróżył nic dobrego, jednak gwałtowny ruch ciemnowłosego skutecznie zamknął mu usta.
- Powiedziałem WYJDŹ! - wydarł się, obracając w stronę rudowłosego. Woskową bladość jego twarzy brutalnie łamały jaskrawoczerwone linie, prowadzące spod potwornie podkrążonych oczu aż na brodę.
Akasuna poczuł jak w jego żołądku formuje się ciężka, lodowa kula. Jego oczy machinalnie ześlizgnęły się na domniemaną szmatkę w drżących dłoniach drugiego mężczyzny i gwałtownie wciągnął powietrze, błyskawicznie łącząc fakty. Sharingan, lustro, krwawe łzy... I splamione posoką, szare kimono.
Zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. Niepewnie postąpił krok w jego stronę i powoli zamknął za sobą drzwi na korytarz, brwi wciąż ściągniętę w widocznej konsternacji. Uchiha wstał chwiejnie, wydając ciche stęknięcie bólu (nie pozwolił nikomu opatrzyć swojej rany po całym zajściu, przypomniał sobie Sasori) i zaczął chwiać się w jego stronę z zamiarem wyrzucenia go z pomieszczenia, jednak chłodne słowa marionetkarza zatrzymały go w pół kroku.
- Zamykanie się w genjutsu nie przywróci jej życia, Uchiha. - usta czarnowłosego zadrżały, a po brudnej twarzy spłynęło kilka łez, rzeźbiąc jasne linie w zakrzepłej krwi. - Spójrz na siebie, człowieku. - kontynuował ponuro, krzyżując ramiona na piersi i wskazując skinieniem głowy na wielkie lustro. - Siedzisz przed tym i nie widzisz, jak żałośnie wyglądasz?
- Sasori-san, wyjdź proszę... - przyduszony głos Itachiego był pełen goryczy. Rudowłosy pokręcił głową.
- Kemuri no Ga zabiłaby mnie, gdybym tak cię zostawił. - na wspomnienie jej imienia czerwone oczy Uchihy wróciły do zwykłej, zmatowiałej czerni, a ich właściciel zacisnął zęby.
- Co ty możesz wiedzieć... - sapnął, zaciskając w dłoni gładki materiał. - Nie masz pojęcia, jak ja się teraz czuję...  Jak  możesz mówić o tym tak spokojnie, kiedy ona uważała cię za brata?! - wściekła tyrada została przerwana na chwilę przez atak paskudnego kaszlu, jednak zanim Sasori zdołał się wtrącić, ciemnowłosy znów z trudem nabrał powietrza, przywracając się do pionu. - I ty śmiesz twierdzić, że kiedykolwiek obchodziło cię jej dobro... - z tymi słowami wyższy mężczyzna zamachnął  się z zamiarem wyrzucenia lalkarza z pokoju.
Tego było już za wiele.
Brązowe oczy zapłonęły czystą furią, a spomiędzy poł jego płaszcza wystrzeliła metalowa lina zakończona szpikulcem, która owinęła się wokół wyciągniętych ramion Uchihy, unieruchamiając go.
- NIGDY nie waż się mówić, że mi na niej nie zależało. - syknął czerwonowłosy, mrużąc oczy z wściekłości. Oczy Itachiego rozszerzyły się, kiedy rozdarty płaszcz odsłonił ewidentnie drewnianą pierś marionetkarza.
- Czy ty... - Sasori nie odwrócił wściekłego wzroku od bledszej nawet niż zwykle twarzy Uchihy.
- Owszem. - odparł chłodno, a jego usta wykrzywił gorzki uśmieszek. - Zmieniałem poszczególne części odkąd opuściłem wioskę, ale to... - wolną dłonią stuknął w niewielki okrąg na drewnianym torsie. - Etto... Nówka sztuka.
Itachi milczał dłuższą chwilę, wpatrując się w pojemnik na piersi czerwonowłosego. Nietrudno było się domyślić, co zawierał.
- Dlaczego? - zapytał cicho, jego kończyny dalej blokowane przez metalową linę.
- Nie jest mi więcej potrzebne, to chyba jasne. - burknął. - Uspokoiłeś się już? - czarnowłosy skinął głową i metalowa lina wycofała się na swoje poprzednie miejsce w jamie brzusznej Sasoriego. Ten poprawił płaszcz i spojrzał z wyższością na Uchihę. - Moje ciało jest teraz doskonałe. W przeciwieństwie do twojego. Idź się umyć, Ćma byłaby rozczarowana widząc cię w takim stanie. - to powiedziawszy odwrócił się na pięcie z zamiarem wyjścia, jednak głos Itachiego zatrzymał go z ręką na klamce.
- Sasori-san, ja... - zawahał się, opuszczając zmatowiały wzrok. Wyglądał żałośnie, w brudnej koszuli, umazany krwią, ale wciąż ściskający kurczowo materiał jasnej tuniki. Sasoriemu niemalże zrobiło się go żal. - Nie mogę uwierzyć, że jej już nie ma. - wykrztusił w końcu. - Nie mogę sobie wybaczyć, że ja przeżyłem a ona nie. I że nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham.
Ramię Akasuny nagle zmieniło się w rozmytą smugę, a po chwili zakrwawiony mężczyzna zatoczył się do tyłu. Blada dłoń mimowolnie powędrowała do zaczerwienionej twarzy. Artysta wymierzył mu siarczysty policzek, którego efektywność znacznie zwiększał fakt, że jego dłoń była drewniana.
- Nie obrażaj jej inteligencji, Uchiha. - prychnął pogardliwie. - A teraz ogarnij się i przyjdź do warsztatu, żebym mógł obejrzeć tą twoją ranę. - polecił sucho, uchylając drzwi. - Cud, że jeszcze się nie wykrwawiłeś z tego wszystkiego. - dodał kwaśno, wychodząc.
Doprowadzanie Itachiego do względnej normalności pochłonęło dużo czasu i cierpliwości Sasoriego, jednak po kilku długich i nierzadko gwałtownych rozmowach Akasuna powiadomił szefa, że jego pacjent jest znów na nogach. Daleko mu jednak było do pełni sił. Mimo połączonych wysiłków Kakuzu i Sasoriego rana zostawiła w jego ciele trwały ślad, skazując go na szereg leków mających spowolnić nieco rozwój choroby. Namówienie Uchihy aby zażywał choć część z nich było dla artysty torturą, jednak nie mając partnera niewiele mógł zrobić.
Niedługo po zakończeniu swoistej rehabilitacji Itachiego, lider zarządził spotkanie pozostałych członków organizacji.
- Są dwie ważne rzeczy, które chciałbym wam przekazać. - powiedział bez ogródek, kiedy wszyscy pojawili się w zasięgu jego wzroku. Większość nieufnie trzymała się na dystans, widząc że szefowi poza nieodłączną Konan towarzyszyły dwie inne, zgoła obce postacie. - Po pierwsze, będziemy musieli opuścić naszą kryjówkę. Szkody wyrządzone w wiadomym wypadku okazały się zbyt duże.
Hidan prychnął pod nosem, jednak poza nim nikt się nie odezwał ani nie oderwał wzroku od nieznanych postaci. Yahiko odchrząknął.
- Opuścimy to miejsce w ciągu dwóch tygodni. Jak wiecie, mamy wiele kryjówek w różnych miejscach, jednak żadna nie jest dość duża, aby zakwaterować nas wszystkich... Tak więc od tej pory każdy duet odpowiada za siebie.
- Duet? - Sasori wtrącił się, unosząc brew i patrząc na rudowłosego znacząco. Ten machnął ręką.
- Z tobą porozmawiam później. Itachi i Kisame, was też będę prosił. Po drugie, skoro już jesteśmy w temacie duetów...  - kontynuował z narastającą irytacją. - Dołączyła do nas nowa drużyna, jak już pewnie zauważyliście. - powiedział zgryźliwie. - Zetsu i Tobi będą od dziś z nami współpracować.
- Tobi bardzo się cieszy! - zapewnił radośnie brunet w pomarańczowej masce, machając niefrasobliwie do milczącej reszty. Hidan parsknął lekceważącym śmiechem, jednak Kisame i Itachi nie zdejmowali ostrożnych spojrzeń z nadpobudliwego mężczyzny. Jego partner, wyglądem przypominający rosiczkę, wyszczerzył się do nich przerażająco.
- O-ha-yo, panowie. - powiedział, wodząc po nich żółtymi oczami.
- Ostatnia sprawa. - Yahiko nabrał powietrza i wyłożył nową teorię, która całkiem zmieniała sens organizacji. Nazwał ją "Planem Księżycowe Oko".
- Nie podoba mi się to. - powiedział Itachi otwarcie, kiedy ogólne zebranie dobiegło końca i zostali tylko we czwórkę: on, lider, Kisame i Sasori.
- Nie masz już przecież nic do stracenia. - zauważył sucho rudowłosy. Itachi zmarszczył nieznacznie brwi, ale nic nie odpowiedział, czując twardą dłoń Sasoriego na swojej łopatce. Marionetkarz wiedział, o czym on myśli i sam był tego samego zdania. To nie będą oni. To nie będzie ona.
- Co z moim partnerem? - zapytał Sasori rzeczowo. Yahiko opowiedział im o młodym mężczyźnie z Iwagakure, którego mieli za zadanie zwerbować. Zapoznawszy się z wszelkimi informacjami jakie były dla nich dostępne, wyruszyli na misję.
Młodego mężczyznę nietrudno było znaleźć. Miejsce jego pobytu mógł wskazać prawie każdy chłop, który kiedykolwiek potrzebował coś wysadzić. A że Kraj Ziemi był cały usłany skałami, rzeczy do wysadzenia nigdy nie brakowało. Toteż swoisty azyl Deidary znaleźli bez najmniejszego kłopotu. Kłopotem natomiast był powrót do kryjówki, w której znajdował się Lider, bowiem nowy rekrut wcale nie miał ochoty grzecznie za nimi pójść.
- Zaczynam ci współczuć partnera, Sasori-san. - zagaił go Kisame w drodze powrotnej, kiedy Itachi trzymał oko na szukającego okazji do ucieczki chłopaka. - Z wyglądu przypomina trochę tamtą małą, ale charakterek ma zupełnie nie ten. - zauważył. Marionetkarz drgnął nieznacznie, w duchu przyznając mu rację. Strój samozwańczego artysty, jego wychudzona sylwetka, a nawet nieco kobieca twarz mogły przywodzić na myśl Ćmę.
- Etto... Już wiem czemu wygląda mi na takiego, który umrze młodo. - mruknął gorzko, zdając sobie sprawę z ironii całej sytuacji. Zwłaszcza z tego, że blondyn z miejsca znienawidził Itachiego Uchihę, który usilnie starał się go ignorować.
Kiedy w końcu dotarli do lidera, Deidara otrzymał swój płaszcz i niebieski pierścień. Podawała mu je Konan, której twarz do reszty straciła wyraz po zdradzie Orochimaru. Nie było żadnych wielkich ceremonii, żadnej okazji do zaprezentowania zdolności nowego rekruta. Yahiko przydzielił im nowe misje, Sasori przekazał Itachiemu zapas leków i wszyscy rozeszli się w swoją stronę.
Dzieciak okazał się dość sprawnym partnerem, nawet pomimo zupełnej ignorancji w kwestii sztuki i uporu, który doprowadzał marionetkarza do szału. Zwracał się do niego "Sasori no Danna", co okazało się mniej denerwujące niż rzeczony "Danna" przewidywał. Za to ich wieczne kłótnie na temat sztuki były niepomiernie irytujące dla innych drużyn, na które czasami się natykali w rozmaitych kryjówkach. Sasoriemu nie przeszkadzało oglądanie od czasu do czasu znajomych twarzy, jednak blondyn zawsze był wtedy w paskudnym nastroju. Nigdy nie chciał powiedzieć dlaczego, a marionetkarz nigdy nie pytał o powód, aż za dobrze znając upór swojego partnera. W końcu, kiedy wypadło im nocować w tym samym miejscu co Hidan i Kakuzu, Deidara podszedł do niego i zapytał prosto z mostu:
- Danna, co jest z nimi wszystkimi nie tak, hm?! - sapnął wściekle, siadając obok pochylonego nad Hiruko Sasoriego.
- O co ci znowu chodzi, dzieciaku? - zapytał znudzony, chwytając śrubokręt aby naprawić obluzowany zawias.
- O wszystko! Przy Itachim nikt się nawet nie może odezwać, wszyscy patrzą na mnie jak na anomalię, hm, a Orochimaru to jakieś cholerne tabu! - ręka Akasuny drgnęła nieznacznie, odkładając śrubokręt. Oczywiście, dzieciak nic nie wiedział, myślał sobie Sasori, pieczętując narzędzia w zwoju i chowając go z powrotem na miejsce. Czy powinienem mu powiedzieć?, zastanawiał się dalej, opierając się o Hiruko i spoglądając w zamyśleniu na blondyna, który cierpliwie oczekiwał wyjaśnień. Pal to licho, nawet jeżeli on nie będzie chciał słuchać, to ja chcę móc mu to opowiedzieć, zadecydował w końcu, gestem nakazując swojemu partnerowi, aby usiadł. Z przyzwyczajenia odetchnął głęboko, przywołując całą swoją pamięć i cenne wspomnienia, i rozpoczął historię.
- Na imię jej było Kemuri no Ga, Ćma z Ukrytej Mgły...

===========

Miał być jeszcze epilog, ale stwierdziłam że po tak ładnie zamkniętym zakończeniu (Nie wiem kto zauważył, ale całe opo kończy się tym samym zdaniem, od którego się rozpoczyna. Jestem dumna z tego chwytu) byłoby to przeciąganie na siłę.
Tak więc tak. Cała rzecz okazała się opowiadaniem w opowiadaniu. Opowiadaniocepcja.
Trochę smutno było mi to wszystko kończyć, ale z drugiej strony moja wena na to wszystko dobiegła końca, co można zobaczyć po zastraszającej ilości skrótowych opisów w tym rozdziale. Teraz w planach mam systematyczne kończenie ponapoczynanych w międzyczasie oneshotów, a kiedy uporam się choć z częścią, to zacznę nową OC fikcję, tym razem dużo dłuższą. Jak wszystko dobrze pójdzie, to w wakacje powinien ukazać się pierwszy rozdział.
To by było na tyle. Bloga zamykam, ale ci którzy się stęsknią za moją grafomanią, mogą znaleźć mnie na blogu zbiorczym TU, oraz na moim DeviantArcie.
Dziękuję wszystkim czytającym za wspólną podróż.
/Oka-san

2 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem. Ostatni rozdział to piękne ukoronowanie całej historii. Co prawda było kilka motywów, do których mogłabym się przyczepić, ale nie były w stanie przyćmić tego co trafiło do mojego serca. Jest mi strasznie szkoda, że historia nie zakończyła się dobrze. Nie mam Ci tego za złe. Twoja wizja była taka i ja ją szanuję, choć sama w swojej wyobraźni widzę Itachiego i Ga razem szczęśliwych po wszeczasy.
    Cudo. Ciekawa jestem czy inne Twoje historie też się tak kończą. W obawie, że tak jest, póki co nie jestem gotowa na więcej.
    Pozdrawiam, życzę weny i czasu na pisanie, a gdy będzie, ogromu motywacji i chęci ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko rozwiązało się piękny sposób. Od przeczytania pierwszego rozdziału do dzisiaj minęło zbyt wiele czasu, bym pamiętała, ja się zaczynał, ale muszę przyznać, piękny zabieg, naprawdę.
    Sprawa Deidary również się wyjaśniła, wszystko jest logiczne i poskładane. Nic mi nie zostało prócz gratulacji. Świetnie poszła Ci cała historia.
    Szkoda tylko, że tak dużo czasu czekałam na ten rozdział, ale wena nie sługa, jak to każdy pisarz wie.

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń