wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 10: Deszcz.

- Źle. Jeszcze raz. - polecił krótko Itachi. Ćma zgrzytnęła zębami, ale nic nie powiedziała. Wzięła głęboki oddech, skoncentrowała się, uformowała z dymu obręcz i rzuciła nią w swojego nauczyciela. Mężczyzna złapał ją, obejrzał, po czym odrzucił w bok. - Źle.
Dziewczyna zacisnęła wargi i zmusiła się do zachowania spokoju, patrząc w niebo. Było szare jak jej kimono i wyglądało na to, że niedługo zacznie padać. Wiał ciepły wiatr, naginając drzewa i przemieszczając chmury. Nic się nie działo poza ich dwójką. - Pozwól smudze się uformować. - głos jej senseia sprowadził ją na ziemię. Ga machnęła obojętnie dłonią i rzuciła kołem, lekko wkurzona. Mężczyzna ponownie je złapał, jednak tym razem oglądał je nieco dłużej. - Dobrze. - powiedział w końcu.
Dziewczyna wyprostowała się z charakterystycznym dla niej grymasem, imitującym uśmiech. Tworzenie czakramów, czyli ostrych obręczy przeznaczonych do rzucania, wcale nie było prostą sprawą. Ale teraz, skoro już raz jej się udało, wiedziała w którym kierunku zmierzać. A w każdym razie tak jej się wydawało.
- Mam ćwiczyć dalej sama, sensei? - zapytała spokojnie, z łagodnym samozadowoleniem. 
- Nie. - odparł równie spokojnie mężczyzna. - Chciałbym natomiast przeprowadzić pewien eksperyment. - dodał po chwili. Ćma spięła się lekko. 
- Jaki eksperyment? - zapytała, odzyskując chłodny dystans z początku swojej przygody z organizacją. Udało jej się go zgubić dzięki swego rodzaju życzliwości, z jaką się tu spotkała, ale w każdym momencie była skłonna go przywołać - na przykład w takiej właśnie sytuacji.
- Mam dla ciebie proste zadanie. - powiedział z nieco sennym spokojem, idąc powoli w jej stronę. - Zdejmij bandaże. - zażądał, wyciągając dłoń w jej stronę. Dziewczyna odsunęła się lekko, marszcząc brwi z nieufnością. Jej oczy, wcześniej łagodne i pełne spokojnego posłuszeństwa, były teraz podejrzliwe i lśniące niepokojem. 
- Nie zbliżaj się lepiej, Itachi sensei... - powiedziała tonem ostrzeżenia, postępując kolejny krok do tyłu. Był to pierwszy raz, kiedy podszedł do niej tak blisko. Przez większość czasu utrzymywali między sobą dość spory dystans i nie widziała powodów, dla których miałoby się to zmienić. 
- Chcę tylko, żebyś odsłoniła przedramiona. Może ci to pomóc w treningu. - perswadował, chwytając jej nadgarstek. Nie była to jego standardowa procedura postępowania, ale nie mógł jej odpuścić. Niedługo zakończy się etap nauki niewymagający bezpośredniego kontaktu i wiedział, że musi ją stopniowo przyzwyczajać do kontaktu fizycznego oraz bliskości innych osób, zwłaszcza siebie. Ćma jednak nie wydawała się przychylna tej perspektywie. Wyrwała mu się, zanim zdążył porządnie ją chwycić.
- Nie ma takiej potrzeby, Itachi sensei! - choć nie miała w zwyczaju podnosić głosu na kogokolwiek - a zwłaszcza na przełożonych - te słowa dość donośnie zadźwięczały w ich uszach. Uchiha podniósł dłonie w obronnym geście i spuścił wzrok. Stąpał właśnie po cienkim lodzie. Jeden fałszywy ruch wystarczy, żeby zrujnować tą cienką nić porozumienia, która zdołała się między nimi uformować. 
Policzył powoli do trzech, dając jej czas na uspokojenie. Mimo wszystko nie chciał jej spłoszyć, żeby nie skomplikować sobie dodatkowo zadania narzuconego przez lidera. Musiał podchodzić do niej ostrożnie, jak do dzikiego zwierzęcia lub przerażonego dziecka. Kiedy wyczuł, że napięcie lekko opadło, wziął głęboki oddech.
- Niepotrzebnie się denerwujesz. - powiedział powoli, zmuszając się do pozostania w bezruchu. Czuł, jeśli nie złapie jej w porę, dziewczyna zwyczajnie ucieknie. Wyprostował się powoli, aktywując Sharingana. - Nie zrobię ci krzywdy. - powiedział cicho, spoglądając prosto w jej mlecznobiałe, zwężone strachem źrenice. 
Czas gwałtownie zwolnił. Chmury zatrzymały się na niebie, które przyjęło rdzawą barwę. Niewiele osób używało Genjutsu w celach innych niż zadawanie cierpienia, ale Itachi nie był, ogólnie rzecz biorąc, okrutnym człowiekiem. Nie chciał uciekać się do tak ryzykownego kroku, ale łagodna iluzja wydawała się najskuteczniejszym sposobem, żeby przedrzeć się przez zasłony strachu, zakrywające oczy jego uczennicy. 
- Nie bój się. Nie stworzyłem tej iluzji, aby zadać ci ból. Musisz jedynie zroz-
Nie dokończył. Uderzyła w niego olbrzymia fala wściekłości i strachu, przemieszanych w jednym gwałtownym wybuchu, który roztrzaskał stworzony przez niego świat. Obezwładniony mężczyzna zatoczył się do tyłu, odepchnięty nagłym podmuchem energii.  
- Kirigakure Ga... - warknął ostro, oszołomiony jej nagłą  reakcją, a co ważniejsze - dziwną siłą, która posłała go na trzy metry w tył. Kiedy jednak podniósł głowę aby ją upomnieć, język uwiązł mu w gardle. Dziewczyna unosiła się tuż nad ziemią, ze zwężonymi do granic możliwości źrenicami i włosami unoszącymi się wokół jej twarzy jak rozlany w wodzie tusz. Dym wydobywał się nie tylko spod bandaży, ale również z rękawów i okrytego kimonem tułowia.
- ODEJDŹ ODE MNIE! - krzyknęła, wysyłając czakram po każdym słowie.  Itachi łatwo się przed nimi uchylił, jednak dziewczyna zdążyła już zastawić na niego kolejną pułapkę, której uniknął rychło w czas, aby zauważyć nieludzką panikę w jej oczach, zanim dym otoczył go zupełnie. Ciemnowłosy mężczyzna poruszał się na ślepo, ledwo unikając kolejnych ataków.
Wiedział, że nie było to zwykłe Kirigakure no Jutsu i że dawało jej niesamowitą przewagę. Dym zmieszany z czakrą pozwalał jej wykrywać jego ruchy nie widząc ich nawet i atakować pod praktycznie każdym kątem. Eliminował również ryzyko kolejnego genjutsu, ponieważ w tych warunkach jego Sharingan był niemalże bezużyteczny. A nawet gdyby tak nie było, nie miałby okazji go użyć, gdyż Ga używała na nim wszystkiego, co potrafiła. 
Itachi wyrzucił kilka shurikenów, żeby ją rozproszyć i przez chwilę dało się wyczuć pewne zachwianie jej ataków. Wypuścił kolejną salwę, aby zamaskować swoje ruchy - wiedział już, że koncentracja na wielu celach sprawia jej nieco trudności - ale zanim zdążył przyjąć pozycję obronną, jej akcje nagle zamarły. Wokół panowała absolutna cisza. Nawet ten jej przeklęty dym, wcześniej kłębiący się i niespokojny, zaczął z wolna ulatywać. 
- Jako twój nauczyciel muszę przyznać, że był to dość imponujący pokaz siły. - powiedział głośno. Starał się brzmieć pewnie, jednak jego serce biło niespokojnie. Amok pewnie zdążył już ustąpić, ale kto wie, czy żądna zemsty dziewczyna nie chowa się teraz, planując jakąś śmiertelnie skuteczną zasadzkę.  Odpowiedziała mu pełna napięcia cisza, niezmącona nawet najlżejszym powiewem, który mógłby przegonić powoli ulatniający się dym. Była tak nienaturalnie głęboka, że mógł usłyszeć kilka pierwszych kropel deszczu uderzających o ziemię. 
Po chwili jednak do jego uszu dobiegł nienaturalnie głośny dźwięk padającego na ziemię ciała, a powietrze rozdarło rozpaczliwe rzężenie. Jego serce stanęło i rzucił się biegiem w stronę, z której dobiegały go odgłosy walki o oddech. Nie zdążył nawet pomyśleć, zastanowić się czy to na pewno nie jest kolejna z jej pułapek. Zanim taka możliwość w ogóle zaświtała w jego głowie, zdążył wybiec poza sztuczną mgłę, a widok, który tam zastał, wbił go w ziemię.
Drobna postać Ćmy, z jej białymi włosami zasłaniającymi twarz jak welon, klęcząca na popielatej, wypalonej słońcem ziemi. Z jednym ramieniem opartym o ziemię, a drugim przyciśniętym do klatki piersiowej. 
I krew, wielka kałuża szkarłatnej krwi, rozlewająca się tuż przed nią.
Dopadł ją, próbując opanować szarpiącą jego głowę wściekłość. "Jakież to dziecinne, jakie niepoprawnie żałosne!" - wrzeszczały jego myśli, kiedy przyklęknął przy niej wśród wzbierającej ulewy. Trzęsącymi się rękami podtrzymał ją za ramię i chwycił pod brodę, zmuszając do spojrzenia w niebo. 
- Oddychaj spokojnie, licz do trzech. - powtarzał nieco drżącym głosem. Nie wybaczyłby sobie, gdyby ta drobna, jasna dziewczyna umarła na jego rękach. Opierała się o niego, starając opanować nierówny oddech. Z kącika jej ust wciąż płynęła cienka strużka krwi, która zaraz zaczęła tworzyć różowawe smugi, mieszając się z deszczem i jej własnymi łzami. Wydawało się, że dwa pokolenia zdołały przeminąć, nim rzężenie powoli zastąpił cichy szloch. 
- Cicho, cicho... już po wszystkim. - mamrotał odruchowo kojącym tonem, nie w pełni świadomy. Opuścił dłoń, którą podtrzymywał jej brodę i machinalnie pogładził jej włosy, wracając myślami do tych nielicznych okazji, kiedy pocieszał swojego brata w Wiosce Liścia. Ćma wydawała się jego zupełnym przeciwieństwem, nie był więc w stanie zrozumieć, dlaczego tak bardzo mu go przypominała.
Z transu wyrwała go czyjaś dłoń na ramieniu. W całym tym zamieszaniu zapomniał, że pozwolił Sasoriemu oglądać ich dzisiejszy trening. Lalkarz stał teraz obok niego, świdrując go twardym spojrzeniem zwykle zamyślonych, brązowych oczu. 
- Wstawaj. - burknął, kiedy z odrętwiałych ramion Uchihy wyjęto nieprzytomną dziewczynę. - Etto, ogłuchłeś? - wycedził, szarpiąc go do góry. Ciemnowłosy podniósł się, nieprzytomnie patrząc na Kakuzu, niosącego na rękach bezwładne ciało jego uczennicy.

2 komentarze:

  1. Nominowałam cię do LA więcej informacji tutaj ------> http://moje-nominacje-wiktoria-bugno.blogspot.com/p/nominacja-do-liebster-award-jest_51.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Co....Co tu się właściwie stało? Ludzie...Ja nie wiem. I gdzie jest rozdział 11 jak go potrzebuję?!

    Miałam wkleić kwestię z monologu wewnętrznego Itachiego,która mnie mega rozbawiła, ale w tej chwili to chyba nie na miejscu xDD Co tam się stało?? Ja chcieć rozdział 11!

    OdpowiedzUsuń